1. To czego byliśmy dziś świadkami, zapisze się w historii polskiej polityki. Karykaturalny prezydent Adrian, podejmuje jedną z ostatnich prób zakłamywania rzeczywistości. Niestety nie jest to jego ostatnia próba ośmieszania Polski i polskiej polityki. Do końca jego kadencji będziemy świadkami jeszcze wielu żenujących wystąpień i działań. Będą próby kreowania polityki zagranicznej, będą spory o krzesło, będą wetowane ustawy, których domaga się większość Polaków, będą haniebne słowa podczas kampanii samorządowej i na końcu będzie skandaliczne podsumowanie swojej „przygody w pałacu prezydenckim”. To wszystko czego jesteśmy dziś świadkami, to również próba przejęcia inicjatywy medialnej przez skompromitowaną prawicę. To cyrk dla naiwnych i zabawa dzieci w świecie dorosłych. To nie znaczy, że nie są groźni, to nie znaczy, że można ich lekceważyć … Ale oznacza to jednak, że należy ich traktować tak jak na to zasługują i trzeba być świadomym rzeczywistości.
2. Elementem tego „uczciwego traktowania”, winno być zapraszanie tych ministrów do telewizji i pytanie o ich cele na dwa tygodnie i dokładne plany działania. Należy obnażyć hipokryzję i nazwać po imieniu na zakończenie programu. Wymienić dokładnie wysokość wynagrodzeń i odpraw – za dwa tygodnie pozorowanej pracy. Tego dziś WYMAGAM od dziennikarzy.
3. To był smutny dzień dla naszej demokracji i parlamentaryzmu. Na szczęście to jedno z ostatnich w historii, tego typu wydarzeń związanych w Adrianem, Morawieckim i Kaczyńskim. Ich koniec jest bliski …
Nie byłoby to tak żenujące, gdyby członkowie PiS nie udawali, że chodzi im o Polskę. Wtedy ten powyborczy skok na kasę, a także betoniarki, które mają ich – oby nieskutecznie – do niej przytwierdzić, nie wywoływałby takiego niesmaku. Tymczasem pisowskiemu okradaniu Polski towarzyszy właśnie hymn wykrzykiwany na całe gardło i energiczne machanie biało-czerwonymi pomponami. Zresztą: jakie okradanie, skoro “polski” i “pisowski” to jedno i to samo? Przecież nie można okradać samego siebie.
Zaczęło się już na początku od “gorszego sortu Polaków”. To epitet od – a jakże – Jarosława Kaczyńskiego, starszego, zagubionego pana, który rozwalił nam kraj, któremu tak lubią współczuć niektórzy komentatorzy, gdy na ulicy usłyszy kilka niemiłych słów. Potem było już tylko gorzej. Rząd PiS za Polaków uważał tylko wyborców PiS. Gdy się rozkręcili, już nie tylko sortowali, ale wprost odmawiali polskości tym, którzy nie głosują na ich partię.