PiS centralizuje Polskę, aby władzę skupić w rękach Kaczyńskiego

Drożeje paliwo? Dopiero podrożeje. Cena diesla na stacjach Orlenu jest trzymana poniżej ceny w hurcie. Do wyborów. Przecież „ludzie są tacy głupi” – napisał na Twitterze Andrzej Rzońca i coś w tym jest, bo nie on jeden alarmuje.

“Rzeczpospolita” zwraca np. uwagę na fakt, że od kilku tygodni olej napędowy na krajowych stacjach paliw kosztuje mniej niż oficjalnie w hurcie, co na dłuższą metę jest nie do utrzymania.

Sytuacja może się diametralnie zmienić i do podwyżek dojdzie najprawdopodobniej za kilka tygodni – po wyborach.  Dziennik cytuje portal e-petrol.pl, z którego wynika, że cena detaliczna za litr oleju napędowego wynosiła w ostatnich dniach średnio 5,13 zł. Tymczasem dziś ceny hurtowe tego paliwa w PKN Orlen wynoszą 5,31 zł, a w Grupie Lotos ponad 5,33 zł.

Jakub Bogucki, analityk rynku paliw e-petrol.pl. wyjaśnia, że nie oznacza to, iż stacje paliw dopłacają do diesla i dowodzi, że po prostu obecne ceny hurtowe mają charakter referencyjny, a „paliwa kupowane w hurcie, często są istotnie tańsze niż wynikałoby to z oficjalnego cennika. To efekt stosowania przez sprzedawców licznych upustów dla stałych, bądź dużych klientów…”.

W opinii eksperta o obniżce cen nie ma mowy, choćby ze względu na wysokie ceny ropy naftowej na giełdzie, natomiast w przeciągu najbliższych kilku tygodni możemy się spodziewać korekty cen oleju napędowego. Być może nawet do poziomu wyższego niż cena benzyny Pb95.

Wiele też wskazuje na to, że po wyborach „paliwo może być i za 7 zł”. Nie wiadomo czy za względnie niskimi cenami oleju napędowego na stacjach rzeczywiście stoi konkurencja, czy narzucenie cen przez dominujące na polskim rynku spółki Skarbu Państwa – czytamy w CrowdMedia.

Neumann: Ustawę o pracownikach samorządowych pisaliśmy w normalnym kraju. Dzisiaj trzeba pilnować precyzji w każdym zapisie, bo mogą przyjść goście, którzy wykorzystują tego typu kruczki prawne, żeby niszczyć konkurentów politycznych

Myśmy to pisali [ustawę o pracownikach samorządowych] w normalnym kraju, gdzie państwo było normalne, służby państwa były normalne, nie były upolitycznione. Prokuratura czy służby nie były na usługach partii politycznej czy sądy nie były zdobywane przez partię polityczną. Zakładaliśmy, że można żyć w normalnym kraju i przepis nie musi być tak precyzyjny. Dzisiaj – jak widać – trzeba pilnować precyzji w każdym zapisie, bo mogą przyjść goście, którzy wykorzystują tego typu kruczki prawne, żeby niszczyć konkurentów politycznych, z którymi nie są w stanie wygrać wyborów” – mówił w Poranku Radia TOK FM Sławomir Neumann z PO.

Nie będzie śledztwa za nazwanie premiera Mateusza Morawieckiego pieprzonym kłamcą. – Bo był w Bydgoszczy jako osoba prywatna a nie prezes Rady Ministrów – słyszymy w prokuraturze.

Do zajść doszło tuż przed konwencją wojewódzką Prawa i Sprawiedliwości, na której zarówno Jarosław Kaczyński, jak i premier Mateusz Morawiecki wspierali Tomasza Latosa, kandydata na prezydenta Bydgoszczy.

30 września spotkali się w Filharmonii Pomorskiej. Przywitali ich działacze KOD-u, którzy zorganizowali pikietę przed wejściem. Manifestowali sprzeciw wobec łamania konstytucji i rządów PiS. Część z nich miała na twarzach karykatury premiera Morawieckiego i długie nosy, mające symbolizować jego kłamstwa.

Bogdan Dzakanowski, kandydujący do rady miasta z listy PiS, twierdził, że został przed filharmonią uderzony przez działacza bydgoskiego KOD-u w głowę. Prokuratura badała sprawę ponad dwa tygodnie. W ramach prowadzonego postępowania zostali przesłuchani policjanci, którzy pilnowali porządku przed filharmonią.

Funkcjonariusze zeznali, że ich zdaniem znieważony został kto inny – premier Mateusz Morawiecki, bo ktoś głośno nazwał go „pieprzonym kłamcą”.

Kuchciński podpisał dokument przekreślający większość dezubekizacyjnego „dorobku” własnej partii. Następnie zebrał od władz tejże partii „opr”, po którym musiał podkulić ogon.

Jeszcze w piątek rano na oficjalnej stronie Sejmu można było znaleźć skierowane do Trybunału Konstytucyjnego wystąpienie marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, w sprawie ustawy dezubekizacyjnej. Pismo ma 49 stron, ale jego istota wyraża się w pierwszych trzech punktach. Dwa z nich mówią, że niemal wszystkie zapisy wspomnianej ustawy są zgodne z konstytucją. Jeden (pkt. 2) – że niezgodny z ustawą zasadniczą jest przepis o drastycznym obcięciu emerytur i rent funkcjonariuszom, którzy pracowali w organach PRL, ale po 1 sierpnia 1990 r. służyli już wolnej Polsce.

Ten jeden przepis ma kluczowe znaczenie dla całej ustawy. W grudniu 2016 r. PiS ukarał nią każdego, kto chociaż jeden dzień był zatrudniony w aparacie represji PRL. Nieważne, czy był to wydział zwalczający opozycję, czy posada sekretarki w MSW, praca w Biurze PESEL czy zajęcia na resortowej uczelni. Nieważne też, czy potem przez ćwierć wieku ktoś pracował dla demokratycznego państwa.

>>>

Dudę przed Trybunał Stanu, także Szydło i Morawieckiego, a Kaczyńskiego przed sąd powszechny

4 października Andrzej Duda jechał na spotkanie z mieszkańcami Oświęcimia. Podczas przejazdu kolumny samochodów rządowych przez miasto, wybiegł na ulicę dziewięcioletni chłopiec i został potrącony przez jeden z radiowozów. Na szczęście dziecko nie odniosło poważniejszych obrażeń. Skończyło się na krótkiej obserwacji w szpitalu.

Śledztwa nie będzie i wydawałoby się, że sprawa już skończona, a jednak   po forach policyjnych krąży historia o tym, jak prezydent zachował się po zdarzeniu i zwymyślał załogę radiowozu. Ponoć po tym, jak „dziecko wbiegło w bok radiowozu podczas przejazdu z Dudą (…) podszedł do radiowozu, uderzył pięścią w radiowóz i powiedział do policjantów: ‘co wyście ch… znowu narobili”. Policjanci są oburzeni taką reakcją i uważają, że to całkowity brak szacunku.

Jeden ze świadków zdarzenia mówi, że prezydent „był wściekły, widziałem, jak uderzył pięścią w szybę radiowozu, słyszałem, że krzyczał, ale moim zdaniem nie były to przekleństwa”. Według niego, powodem takiego zachowania była postawa funkcjonariuszy, którzy chcieli kontynuować jazdę, pozostawiając chłopca bez pomocy.

Rzecznik prezydenta w rozmowie z Onetem stwierdził, że nawet nie będzie tego komentował. Wprawdzie „Gazeta Wyborcza” przesłała zapytanie w tej sprawie, ale „Trudno się do takiej ilości nieprawdy odnieść (…)Ciężko się do tego odnieść”.

Prezydent mówi, że sprawy tak nie zostawi, policjanci są oburzeni słowami, jakie padły, a ja zastanawiam się, jakiego pecha ma ekipa rządząca. Gdzie się nie ruszy, tam musi jej się coś przytrafić. Tu kolizja, tam wypadek, jeszcze gdzieś awaria, dziecko wyskakujące pod koła…to jakieś fatum?

 

Rostowski o przełożeniu przesłuchania przez komisję śledczą: Żeby ta cała kłamliwa konstrukcja, kłamstwo VAT-owskie, nie runęła tuż przed wyborami

– Miałem być dzisiaj przed komisją [ds. VAT]. Została efektywnie odwołana ta komisja, bo przecież PiS nie przypadkiem 26 września uzgodnił ze mną, że właśnie dzisiaj, 12 października będę zeznawał. Bo chcieli przed wyborami. Miało być przed wyborami, teraz mówią, że będzie w II połowie listopada. Nie wiem oczywiście [jaki jest powód]. Domyślam się, że bali się, że jednak na komisji, takie przesłuchanie może trwać, szczególnie w moim przypadku, bo jestem dość odporny i się nie męczę, 9 godzin na przykład i jak wchodzi się w te wszystkie szczegóły i mówi się o konkretnych liczbach i analizach, to wtedy ta dowolność po prostu mówienia byle czego, tak jak to robi PiS, mówiąc o odzyskanych 40 mld jednego dnia, 250 mld innego dnia, 500 mld jeszcze innego dnia. Tego już nie można robić – stwierdził Jacek Rostowski w rozmowie z Beatą Lubecką w Radiu Zet.

– Żeby ta cała kłamliwa konstrukcja, to całe kłamstwo VAT-owskie, które PiS szerszy od 2-3 lat, żeby ta cała konstrukcja im nie runęła tuż przed wyborami – mówił dalej o powodach odwołania dzisiejszego przesłuchania. Jak podkreślił były minister finansów, żadnego parasola ochronnego nie było i on sam nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia.

Rostowski: Mamy do czynienia z katastrofalnym spadkiem skuteczności przeciwdziałań przeciwko oszustom VAT-owskim

– Myślę, że tutaj to Mateusz Morawiecki ma wiele rzeczy do wytłumaczenia. To by np. wybrzmiało podczas komisji, gdyby ona miała miejsce dzisiaj. Np. w 2017 roku, kiedy Morawiecki był ministrem finansów, to prawdziwa kwota pieniędzy, które służby skarbowe zabrały oszustom, to nie są jakieś teoretyczne szacunki tego, co może mogłoby być, ale prawdziwe, konkretne pieniądze zabezpieczone, zabrane, przejęte do budżetu państwa z rąk czy kont oszustów. 570 mln, żadne miliardy, złotych. Co ciekawsze, w 2015 i 2014 roku, czyli za naszych rządów, ta kwota była ponad miliard. Prawie dwa razy większa. Czyli mamy do czynienia z po prostu katastrofalnym spadkiem skuteczności przeciwdziałań przeciwko oszustom VAT-owskim – stwierdził Rostowski w w Radiu Zet.

Rostowski: PMM teraz korzysta z naszej ciężkiej pracy. Żadnych sukcesów sam nie ma

– Nie, nie powiedziałem, że ma sukcesy [Mateusz Morawiecki]. Teraz korzysta z naszej ciężkiej pracy. Żadnych sukcesów nie ma sam. To, za co sam odpowiada, to co stanowi ile naprawdę zabrali środków szustom, to tutaj mamy po prostu z katastrofą, bo spadek o połowę – stwierdził Rostowski w rozmowie z Lubecką w Radiu Zet.

Rostowski: Na pewno trzeba będzie postawić prezydenta i dwóch premierów przed TS. Dorzuciłbym jeszcze Kaczyńskiego przed sąd powszechny

– Na pewno trzeba będzie postawić przed Trybunałem Stanu prezydenta za łamanie Konstytucji, premiera za nieopublikowanie, i to dwóch premierów, i Beaty Szydło i MM, wyroków TK. Dorzuciłbym jeszcze Jarosława Kaczyńskiego przed sąd powszechny za podżeganie do tamtych przestępstw – powiedział Rostowski w Radiu Zet.

Fatum dla Polski jest Andrzej Duda. Że on ciągle ma jakieś wypadki, g…wno mnie obchodzi, ale ta pokraka kieruje Polskę ku katastrofie, ku kolizji z UE, etc.

Dodaj komentarz