Zwolennik PiS wierzy w brednie, przeciwnik myśli. O przekrętach PiS, Wałęsie i siatkarzach

Święta prawda.

„Poszukujemy byłych studentek, które zdawały egzaminy i uzyskiwały zaliczenia u prof. Jacka Majchrowskiego w pokoju nr 71 w motelu Krak w 2004 r.” – takiej treści ulotki pojawiły się w Krakowie w ramach kampanii samorządowej.

Kto stoi za tą nieczystą akcją wymierzoną w długoletniego prezydenta Krakowa i kandydata na prezydenta (popieranego przez Platformę Obywatelską, Nowoczesną, PSL i SLD)? Nie sposób orzec, bo strona internetowa wpisana na ulotce to fejk, za to numer telefonu, pod który należy donosić na prezydenta to telefon dla widzów… TVP Info.

Co na to wszystko Jacek Majchrowski? Na swoim profilu na Facebooku zdecydował się upublicznić poniżające go ulotki i wpisy, przyznając, że zdążył się już przyzwyczaić do tego, że każda, kolejna kampania oznacza zbieranie na niego haków.

A jednak ta samorządowa kampania wyborcza stoi hakami, oszczerstwami i chwytami poniżej pasa, jak dotąd żadna inna.

Ani dróg ani mostów

Weźmy choćby na tapetę klan Morawieckich. Senior rodu Kornel, reprezentujący partię Wolnych i Sprawiedliwych próbował zarejestrować listę wyborczą z podpisami zmarłych. Komisja wyborcza w Warszawie zakwestionowała 198 z dwustu podpisów, z czego kilkanaście należało do nieboszczyków. Córka Kornela, Anna, która zdecydowała się kandydować na burmistrza Obornik Śląskich w jednym z wywiadów zapewniła,że do kandydowania namawiały ją lokalne środowiska, które „znały jej zaangażowanie w sprawy społeczne”. Dodała, że od lat związana jest z gminą, konkretnie z wioską Golędzinów.

– Tu prawie pół wieku mój dziadek z ojcem wybudowali dom, tu się wychowałam, tu jest nasz dom – podkreślała Morawiecka.

W ulotce wyborczej kandydatka na burmistrza napisała, że mieszka w Golędzinowie na stałe od czterech lat. Miejscowi tymczasem twierdzą, że nigdy nie widzieli Morawieckiej, pamiętają jedynie Kornela, jak ten, dawno temu „w gumowcach śmigał przez pola”.

Więcej, wieloletni sołtys Golędzinowa Janusz Jaworski bije się w pierś, że Morawiecką po raz pierwszy ujrzał na wrześniowych dożynkach w pobliskim Pęgowie. Kandydatka odczytała wtedy list od premiera (czyli brata).

Premiera, który wzbił się ostatnio na wyżyny manipulacji. Podczas wyborczego spotkania z mieszkańcami Świebodzina oznajmił, że za rządów Platformy Obywatelskiej „nie było dróg i mostów”.

I będzie już dobrze

– Premier Morawiecki zagrał na emocjach. Tymczasem wystarczy przejrzeć roczniki statystyczne z czasów, kiedy rządziła PO, by przekonać się, że to nieprawda – zauważa Mateusz Zaremba, politolog z Uniwersytetu SWPS, badacz zachowań wyborczych. – Tyle, że wielu wyborców woli wierzyć słowom ulubionych polityków, niż zweryfikować ich wypowiedzi, często brutalne. I wątpliwe etycznie.

Ta kampania jest brutalna, zdaniem Zaremby, również dlatego, że spora część wyborców jest podatna na argumenty populistyczne, które proponują proste rozwiązania takie jak: przyjdą dobrzy ludzie, wyrzucą poza nawias ludzi złych, zrobią kilka prostych rzeczy i będzie już naprawdę dobrze.

– Miejskie imprezy z gwiazdami będą niebiletowane, kamienice podświetlone, Olsztyn będzie piękny – zapewnił ostatnio wyborców Olsztyna Czesław Jerzy Małkowski, były prezydent miasta, skazany w I instancji na pięć lat więzienia za gwałt na urzędniczce w ósmym miesiącu ciąży. To nie przeszkadza mu kandydować po raz kolejny i sugerować, że poprzednie wybory na prezydenta wygrał właśnie on (choć przegrał). Innymi słowy, według Małkowskiego wybory w 2014 roku były sfałszowane. – Niewątpliwie doszliśmy do sytuacji, w której przeważają argumenty emocjonalne, nie rzeczowe – twierdzi Mateusz Zaremba. Powód? – Po 2015 roku zaostrzył się w Polsce konflikt polityczny. Wielu obywateli uważa, że w kraju doszło do złamania standardów konstytucyjnych i wyborczych. Na to nakłada się przekonanie części polityków i części społeczeństwa, że już w 2014 roku, podczas wyborów samorządowych, doszło do nadużyć podczas głosowania. To może elektryzować elektoraty.

– Warto jednak zwrócić uwagę też na to, że tak wielka podaż kłamstw w tych wyborach oznacza, że istnieje spory popyt na oszczerstwa. Przecież premier Morawiecki ma możliwości intelektualne do wypowiedzenia zdania, że „za PO nie wybudowano tyle dróg i mostów, ilu można się było spodziewać”. Ale wolał zagrzmieć, że za czasów Platformy nie było nic! – dopowiada prof. Radosław Markowski, socjolog i politolog z Polskiej Akademii Nauk. – To dowód na to, że dzisiejszy wyborca PiS oczekuje właśnie takich komunikatów. Nieskomplikowanych. I co z tego, że fałszywych?

Jednak nie chwyt retoryczny

– Ta kampania samorządowa tonie w brudzie. Co do technik szkalowania kontrkandydatów mamy ewidentnie sytuację przeniesienia metod z czasu ostatnich wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Już nikogo nie dziwią fałszywe konta i boty, wysyłające kłamliwe informacje, które mają wbić w ziemię przeciwnika – mówi prof. Markowski. Zauważa przy okazji, że pojawiają się także nowe techniki manipulowania wyborcami.

– Mało kto wie, że w Polsce pączkują dziś fejkowe ośrodki badania opinii publicznej. Kowalski odbiera telefon, w świętej wierze odpowiada na dwa proste pytania „ankieterów”, po czym jest zalewany hejtem. „A czy pan wie, że jeden z kandydatów na prezydenta Warszawy nocą zamienia się w przestępcę? Wie pan, że taki, a taki kandydat molestuje kobiety w parkach?”.

Na szczęście, brutalna i brunatna kampania miewa czasem w Polsce twarde konsekwencje. Chociaż Sąd Okręgowy w Warszawie, w kuriozalny sposób oddalił rozpatrywany w trybie wyborczym pozew Platformy Obywatelskiej przeciwko premierowi (poszło o te drogi i mosty), uznając, ewidentne łgarstwo Morawieckiego za „chwyt retoryczny”… to sąd apelacyjny zmienił tę decyzję i premier musiał przeprosić PO za swoje słowa. Także na antenie publicznej, a w praktyce – rządowej telewizji.

Polska mapa politycznego hejtu. Gdzie powstaje najwięcej nienawistnych wpisów?

Najnowszy sondaż dla „Głosu Wielkopolskiego” jasno pokazuje stawkę poznańskiej gry o władzę w mieście. Jacek Jaśkowiak (Platforma Obywatelska) startujący jako kandydat Koalicji Obywatelskiej w pierwszej turze zdobyłby 42,5 proc. głosów, za nim z 25,1 proc. poparcia plasuje się Tadeusz Zysk popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. Trzecie miejsce w przedwyborczym rankingu zajmuje kandydat koalicji lewicy, obecny wiceprezydent Tomasz Lewandowski z 14,7 proc. głosów. Popierany przez byłego prezydenta Jarosław Pucek z KWW Dobro Miasta ma szansę na 10,8 proc., kandydatka ruchów miejskich Dorota Bonk-Hammermeister z Prawa do Miasta to 4,6 proc., w końcu Wojciech Bratkowski z KWW Poznań od Nowa to 2,3 proc. potencjalnych głosów.

Kto zdobędzie władzę w największych polskich miastach?

Jacek Jaśkowiak, prezydent z zaskoczenia

Wszystko wskazuje więc na ponowne zwycięstwo Jacka Jaśkowiaka, który wygrał cztery lata temu, zaskakując obserwatorów prognozujących zwycięstwo Ryszarda Grobelnego, wieloletniego prezydenta miasta. Jaśkowiak chętnie podkreśla, że korzenie jego zaangażowania w sprawy miejskie tkwią w ruchach miejskich – w 2010 r. wystartował jako kandydat ruchu My Poznaniacy, zdobywając 7,16 proc. głosów. W 2014 r. Jaśkowiak wygrał w drugiej turze jako kandydat Platformy Obywatelskiej, zwycięstwo było jednak możliwe dzięki mobilizacji sił społecznikowskich i lewicy.

Prawdziwa stawka wyborów samorządowych

Nowy prezydent zasłynął spektakularnymi działaniami, przeciwstawiając się Antoniemu Macierewiczowi, gdy ten forsował pomysł, by uroczystościom ku czci ofiar Czerwca 1956 towarzyszyło odczytanie apelu smoleńskiego; objął patronatem Marsz Równościi sprzeciwił się przywróceniu Pomnika Wdzięczności (Chrystusa Pana) w lokalizacji oczekiwanej przez inicjatorów pomysłu. W ratuszu najtrudniejszy „resort” – zarządzanie infrastrukturą – powierzył wiceprezydentowi Maciejowi Wudarskiemu z ruchów miejskich.

Maciej Wudarski i Joanna Jaśkowiak nie będą rywalizować z prezydentem

Wudarski, mimo że był inicjatorem wspólnego komitetu wyborczego Prawo do Miasta, łączącego miejskie siły społeczne, nie zdecydował się na kandydowanie, uznając, że byłoby to nielojalne wobec szefa, czyli prezydenta Jaśkowiaka. W powstaniu Prawa do Miasta uczestniczyła Joanna Jaśkowiak, żona prezydenta, co wywołało spekulacje, czy aby małżonkowie nie będą z sobą konkurować w wyborczym wyścigu. Joanna Jaśkowiak przecięła dywagacje, wycofując się w ostatniej chwili. Kandydatką ruchów miejskich w Poznaniu została więc Dorota Bonk-Hammermeister.

Wyborcza mobilizacja ruchów miejskich

Czego Poznaniowi trzeba, by stał się metropolią o znaczeniu międzynarodowym

Dorota Bonk-Hammermeister w wywiadzie dla poznańskiego wydania „Gazety Wyborczej” wskazała katalog spraw, jakich dotychczas nie udało się zrealizować, a mieszczą się w wizji dobrego miasta promowanej przez ruchy: program rowerowy, uspokojenie ruchu na Jeżycach, dokończenie buspasu na Garbarach. To szczegółowe przykłady rozwiązań, jakie Poznań podejmuje lub musi podjąć, by zmierzyć się z wyzwaniami przyszłości, jakie w pełni identyfikuje nowa strategia rozwoju 2020+ przyjęta w 2017 r.

Badania ewaluacyjne przeprowadzone przez poznańskich socjologów pokazały, że największym bodaj problemem rozwojowym miasta jest przekonanie jego mieszkańców o szklanym suficie, który uniemożliwia realizację w mieście ambitnych projektów i pełne wykorzystanie zasobów ludzkich oraz materialnych, w jakie obfituje Poznań. Jacek Jaśkowiak, który wygrywając w 2014 r. zadeklarował, że nie chce kierować miastem dłużej niż przez dwie kadencje, przekonuje, że wie, jak ów szklany sufit usunąć i uczynić z Poznania metropolię o znaczeniu międzynarodowym.

Tadeusz Zysk obiecuje walkę z korkami i wielkie inwestycje

Najpoważniejszym kontrkandydatem w staraniach o drugą, a więc i – zgodnie z deklaracjami – ostatnią kadencję jest Tadeusz Zysk, znany wydawca kandydujący z poparciem PiS. W pierwszym punkcie swojego programu umieścił budowę premetra, czyli szybkiego bezkolizyjnego tramwaju. Dwie linie premetra miałyby rozwiązać problem korków w rozwijającym się mieście. Kolejne pomysły Zyska na miasto to wielkie inwestycje: Park Stulecia, hala widowiskowo-sportowa, Muzeum Powstania Wielkopolskiego (mimo że jego budowę zainicjował już Jacek Jaśkowiak).

Do wyborów 2018 trzeba się dobrze przygotować

Debaty przedwyborcze bez kandydatów

Cechą charakterystyczną rozkręcającej się poznańskiej kampanii jest nieobecność najważniejszych kandydatów podczas przedwyborczych debat. Ostatnio Jacek Jaśkowiak nie dotarł na debatę organizowaną przez TOK Fm, a Tadeusz Zysk opuścił salę w trakcie spotkania.

Wyniki sondaży wskazują na zwycięstwo Jacka Jaśkowiaka, ale on sam najlepiej wie, że do wygranej w I turze jeszcze sporo brakuje, a II tura zawsze oznacza ryzyko nawet dla faworyta, gdy ten musi liczyć się ze sporym negatywnym elektoratem. Należą do niego m.in. ci wszyscy, którym nie odpowiada nadmiernie progresywna ekspresja prezydenta.

75. urodziny Lecha Wałęsy.

Brawo UE! Wstyd polsko!

27 przywódców UE podpisało sie pod życzeniami urodzinowymi dla p.Prezydenta ktore przywiózł do Gdańska p.Prezydent . Wsród nich jest podpis Premiera Węgier ,Victora Orbana. Zabrakło tylko życzeń od Premiera RP

– Wszyscy udają, że dla dobra Kościoła go krytykują i marzą o tym, żeby w Kościele katolickim działo się lepiej. Ja odwrotnie, chcę żeby działo się jak najgorzej – tłumaczył Jerzy Urban podczas premiery „Kleru”, w rozmowie z serwisem przeAmbitni.pl.

Kilka dni temu w Warszawie odbyła się uroczysta premiera filmu „Kler”. Wśród aktorów i celebrytów, którzy przybyli na pokaz, pojawił się również Jerzy Urban. Redaktor naczelny tygodnika „Nie” w rozmowie z serwisem przeAmbitni.pl szczerze przyznał czego życzy Kościołowi katolickiemu.

„Chcę jak najgorzej dla Kościoła”

Zapytany o kontrowersje jakie wzbudza „Kler”, Urban stwierdził: „To wzbudza moje mieszane uczucie, bo ja redaguję pismo silnie antyklerykalne i taki film i jego wielka popularność (…), banalizuje temat i jakby odbiera mi dotychczasową niemal wyłączność na atakowanie kleru, ja tracę jakby silnik swojego biznesu”.

Dalej Urban podkreślił, że taki „aplauz dla tego filmu” to dla niego „bardzo ciekawe zjawisko”. – Ja w tym dostrzegam kawał swojej roboty też, bo to się nie wzięło z niczego. Ja ma tylko inne podejście do tej kwestii niż antyklerykałowie. Ja nie jestem antyklerykalny, tylko antyreligijny – tłumaczył dalej w rozmowie z dziennikarką.

– Wszyscy udają, że dla dobra Kościoła go krytykują i marzą o tym, żeby w Kościele katolickim działo się lepiej. Ja odwrotnie, chcę żeby działo się jak najgorzej. Żeby byli sami pedofile, sami kanciarze i żeby Kościół był jeszcze ohydniejszy niż jest – stwierdził w końcu szczerze Urban.

Jak dodał, problemy Kościoła oznaczałyby „mniej podatnych na oszustwo jakim jest – jego zdaniem – wiara”. – Religijna szczególnie. Inne wiary też są mylące i sam tego doświadczyłem – podkreślił Urban.

Celna obserwacja.

W najnowszym Newsweeku rozmowa z Wojciechem Smarzowskim i reportaż o – tak jest – dobrych księżach : co w Kościele i w Polsce zmieni „Kler”.

Metaforyczna sytuacja.

https://twitter.com/KenLewak/status/1046272283340353536

Trzepanie kasiory, a w alkowie na zakrystii trzepanie…

>>>

Były prezydent Radomia Andrzej Kosztowniak dziś jest posłem. Dogląda w Sejmie projektu obwodnicy miasta, która nagle zaczęła się wić i falować. Przebiegnie dzięki temu przez wiele działek należących do powiązanych z posłem samorządowców, bogatego biznesmena oraz ich rodzin.

– Wie pan, do czego służy poseł w tym kraju? Do przyciskania przycisków – te słowa biznesmena powiązanego z lokalnymi politykami kończą reportaż TVN o „radomskim układzie korupcyjnym”.

Z wyemitowanego w sobotę materiału „Superwizjera” TVN wynika, że samorządowcy i posłowie PiS oraz Roman Saczywko, miejscowy potentat branży budowlanej, przez lata wypracowali korzystny dla siebie układ zależności. Interesy polityków i biznesmena skupiły się m.in. wokół terenów, przez które przechodzić ma droga S12 – część obwodnicy Radomia. Wykupili tam działki, na których zarobić mogą ogromne pieniądze z odszkodowań od państwa.

W Sejmie zespołem ds. budowy trasy S12 kieruje poseł PiS Andrzej Kosztowniak, były prezydent Radomia. Jego siostra zaś jest w grupie właścicieli działek.

„Ktoś wpływowy chce zarobić…”

Reporter TVN Bertold Kittel skupił swoje dziennikarskie śledztwo na nagłych, tajemniczych zmianach planu przebiegu drogi S12, południowej obwodnicy Radomia. W filmie występują mieszkańcy gminy Kowala. Są przerażeni, że w projekcie Generalnej Dyrekcji Krajowych Dróg i Autostrad znienacka umieszczono wariant, w którym S12 biegnie przez tereny zabudowane, przecinając na pół okoliczne wsie i gminę. Szok mieszkańców jest tym większy, że w początkowych planach droga przebiegała przez nieużytki, a jej przeprowadzenie nie wymagało wyburzania domów i wywłaszczania ludzi.

Wojciech Maziarski na koduj24.pl pisze o KOD.

Mamy prawdziwą zagadkę: jak to jest, że od wyborów w 2015 r. namnożyło się takich nadgorliwców…

– „To nie cenzura, lecz nadgorliwość i głupota” – powiedział prezes TVP Jacek Kurski, gdy jego podwładni, nadzorujący transmisję z festiwalu filmowego w Gdyni, wycięli fragment wypowiedzi reżysera Wojciecha Smarzowskiego. Okropnego pecha ma pan prezes TVP. Ktoś mu chyba złośliwie podsyła takich nieinteligentnych pracowników, którzy ni stąd, ni zowąd samowolnie wycinają różne rzeczy. Skąd im w ogóle do głowy przychodzi, że można coś wycinać? Przecież kierownictwo TVP bardzo dba o zachowanie standardów i przestrzeganie reguł dobrego dziennikarstwa i nigdy w życiu nie zgodziłoby się, by tak ingerować w treść transmisji.

Ale nie tylko Kurski ma tak ciężkie życie z podwładnymi. Zbigniewowi Ziobrze i Joachimowi Brudzińskiemu też nie jest lekko. Wśród ich pracowników również trafiają się tacy nadgorliwi. Gdy w Białej Podlaskiej pewien jegomość powiesił koszulkę z wulgarnym słowem „Konstytucja” na szlachetnej figurze Lecha Kaczyńskiego, policjanci wparowali bladym świtem do domu tego chuligana, przeprowadzili rewizję, narobili hałasu, przestraszyli małe dziecko. – „To było działanie nieadekwatne” – przyznał minister Brudziński.

Pewnie było mu strasznie przykro, że jego podwładni zachowali się tak głupio i postawili go w niezręcznej sytuacji. Zwłaszcza, że w tym tygodniu sąd stwierdził, iż robienie rewizji domowej z powodu koszulki na pomniku było działaniem nieuzasadnionym i nieadekwatnym do przedmiotu sprawy: – „Prokurator wydając zaskarżone postanowienie nadał prymat ochronie porządku publicznego rozumianego jako estetyka miejsca publicznego nad chronioną konstytucyjnie nietykalnością osobistą i prawem do prywatności oraz nienaruszalnością mieszkania”.

No i znowu powstaje to samo pytanie: co tym nieinteligentnym funkcjonariuszom do łbów strzeliło? Jak mogli wpaść na tak głupi pomysł, żeby robić rewizję w domu? Przecież kierownictwo resortu bardzo pilnuje, żeby zawsze postępować adekwatnie do przedmiotu sprawy i przestrzegać reguł.
Wszystko to dowodzi, że jakieś fatum wisi nad „dobrą zmianą”. Albo mamy do czynienia ze spiskiem. Może jakiś wróg celowo nasyła takich nadgorliwców, którzy podejmują nieadekwatne działania?

W tych dniach mamy nowy przykład z Radomia: pan Dariusz Przytuła sfilmował komórką, jak wrogowie wieszają koszulkę z „Konstytucją” na pomniku (tym razem była to figura Eugeniusza Kwiatkowskiego) – i policja zaraz wzięła go na przesłuchanie, bo skoro widział, sfilmował i umieścił na Facebooku, a nie zgłosił, to znaczy, że sam złamał prawo. Niezgłoszenie przestępstwa jest karalne. W sumie słusznie postąpiła policja, ale chyba znowu nadgorliwie. Może być z tego kolejna afera.

Albo pamiętacie, jak nadgorliwa pełnomocniczka wojewody we Wrocławiu Dominika Arendt-Wittchen przywaliła z liścia wrogowi narodu? Niby się należało, ale wybuchł kolejny skandal i trzeba się było tłumaczyć, że przeholowała.

Gdyby to wszystko zsumować, to mamy prawdziwą zagadkę: jak to jest, że od wyborów w 2015 r. namnożyło się takich nadgorliwców? Zupełnie jakby się uwzięli i celowo postanowili skompromitować obóz władzy. Ciekawe, kto ich podpuścił. Bardzo ciekawe.

Waldemar Mystkowski pisze o Wałęsie.

Wkład Lecha Wałęsy w historię Polski jest nie do przecenienia. Jego miejsce w podręcznikach historii jest obok największych. Gdy dzisiejsze emocje wyparują i znajdą swoje miejsce w obiektywnej narracji, Wałęsa będzie jednym tchem wymieniany wśród 5-10 najważniejszych postaci w dziejach Polski.

Gdyby nie było Wałęsy, czy upadłby komunizm? Tak, ale wyglądałoby to inaczej, najprawdopodobniej dłużej by przetrwał i nie obyłoby się bez rozlewu krwi. Piszę Wałęsa, myślę „Solidarność” – ta klasyczna, bo dzisiejsza Piotra Dudy to antySolidarność, odpowiednik komuszego CRZZ.

Wiele zawdzięczają Wałęsie Rosja (ZSRR) i kraje byłego Układu Warszawskiego. Wałęsa przyspieszył erozję komuszego reżimu, był katalizatorem przemian. To dzięki niemu komuniści rosyjscy zdecydowali się na Gorbaczowa, który zainspirowany „Solidarnością” rozpoczął pierestrojkę. Głównym burzycielem Muru Berlińskiego był Wałęsa. Gdyby Polacy potrafili wykorzystać siłę mitu Wałęsy, Niemcy nie odmówiliby, aby w Berlinie stanął pomnik naszego wielkiego ziomka.

Dlaczego tak się stało, że Wałęsa jest dzisiaj w kraju przez jedną ze stron postponowany? Stało się tak nie dlatego, że jesteśmy narodem wichrzycieli (bo jesteśmy), ale dlatego, że polskie społeczeństwo nie ma w swoim kodzie paradygmatu demokracji i procedur wolności. Jesteśmy powierzchowni, a więc nasza odpowiedzialność za kraj jest śliska, dlatego tak łatwo niektórym politykom przedstawiać kłamstwa jako prawdy. Gombrowicz tę przypadłość nazywał niedojrzałością, zielonością. Tak było w okresie międzywojennym, tak jest dzisiaj. Po czasach bohaterów „Solidarności” przyszedł czas tchórzy – Kaczyńskich, Morawieckich, Dudów.

Tchórz nie stanie na ubitej ziemi, ale się schowa za kordonem ochroniarzy i pomówień. Jeszcze Polska jest bezpiecznie usytuowana geopolitycznie w dużym organizmie politycznym Unii Europejskiej, ale to może się w każdej chwili zmienić. Wówczas przypomnimy sobie o mądrości Wałęsy, o mądrości zbiorowej „Solidarności”. Czy będzie już jednak za późno? Nie chcę kasandryczyć, acz czarno widzę, gdy PiS dłużej utrzyma się u władzy.

Dzisiaj Lech Wałęsa obchodzi 75 lat, trzy ćwiartki wieku. Powinien być wyniesiony w naszej pamięci i grzać się w chwale zwycięzcy, niestety tchórze są innego zdania. Pierwszy przewodniczący „Solidarności” udzielił wywiadu Deutsche Welle, w którym ostro wyraził się o rządzących od 3 lat: – „Mamy nieodpowiednich, niezbadanych medycznie ludzi, ludzi małych, zakompleksionych, którzy przypadkiem zdobyli władzę”.

Polska po przypadkach II wojny i reżimu komuszego przetrwała, acz okaleczona, więc po przypadku PiS też tak będzie, zatem ten „przypadek zdobycia władzy” trzeba im wytrącić z rąk. Wałęsa nam i młodszym dawał przykład, tak jak wcześniej Piłsudski, a jeszcze wcześniej Kościuszko. Lech Wałęsa nie jest przypadkiem bohaterem, jest nim pełną gębą.

>>>

Żeby można było napisać te słowa Polacy musieli pokonać Amerykanów, którzy sprawiali wrażenie, że są nie do przejścia. A jednak w turyńskim półfinale zatrzymał ich zespół Vitala Heynena. Było 3:2 w setach (25:22,20:25,23:25 i 15:11).

Turyn: polscy siatkarze awansowali do półfinału mistrzostw świata

Wielki powrót Bartosza Kurka

Jeśli trzeba byłoby wskazać tego jednego, od którego najwięcej zależało, to prawie wszyscy wskazaliby atakującego Bartosza Kurka. Przeżywa swoje wielkie dni. Cztery lata temu miał być filarem ówczesnej reprezentacji. Trudno było uwierzyć, że skreślił go z kadry, prawie w ostatniej chwili, trener Stephane Antiga. A jednak końcowy triumf sprawił, że mało kto podważał tę zaskakującą decyzję. Kurek nie załamał się, choć kolejne sezony nie były przecież jednym wielkim pasmem sukcesów. Nawet na początku tych zawodów można było mieć wątpliwości, czy stawianie na tego atakującego nie jest jeszcze jedną ekstrawagancją dowodzącego kadrą Belga. Szybko okazało się, że ten wybór, jak wiele innych, sprawdził się w stu procentach.

Polacy mocniejsi od statystyk

Przed półfinałem lepiej było nie zaglądać do statystyk. Jeśli są takie zespoły, które nie leżą Polakom, to Amerykanie byliby na czele listy. Teraz z niej znikną. Również teoretyczne porównanie klasy poszczególnych graczy nie wypadało dobrze dla naszych. Może i tak jest w rzeczywistości, ale to nie Amerykanie, tylko Polacy potrafili stworzyć w sobotni wieczór mocniejszy zespół. Nikt nie może przecież powiedzieć, że sukces jest niezasłużony.

W pierwszym secie poszło nadspodziewanie łatwo dla Polaków, w drugim na odwrót. Po wyrównanym trzecim wydawało się, że nasza ekipa może stracić wiarę w finał. Ale pogodzenie się z porażką jest pojęciem nieznanym w naszym obozie. Analizując na zimno, czwarty set i tie-break to pokaz przewagi sportowej i mentalnej biało-czerwonych.

Czternastka Vitala Heynena

Kilkutygodniowe zawody, w których trzeba wychodzić aż dwanaście razy na plac gry, żeby bić się o najwyższe stawki, są przedsięwzięciem wycieńczającym i wyniszczającym. Tym bardziej widać teraz głęboki sens zabiegów Vitala Heynena mających na celu przygotowane czternastki, z której każdy będzie gotów wejść pod siatkę w najtrudniejszym nawet momencie. Półfinał wywalczyli Bartosz Kubiak, Michał Kubiak, Paweł Zatorski, ich koledzy z pierwszej szóstki i wszyscy pozostali, którzy trochę częściej siedzą na ławce. Przecież ci teoretycznie rezerwowi Dawid Konarski, Aleksander Śliwka, Grzegorz Łomacz i pozostali też mieli swój bardzo wymierny wkład w tak wielkie osiągnięcie, które może być jeszcze większe. Mistrzowie świata chcą przecież obronić tytuł.

To jest to!

2 komentarze do “Zwolennik PiS wierzy w brednie, przeciwnik myśli. O przekrętach PiS, Wałęsie i siatkarzach

Dodaj komentarz