Kler 2. Scenariusz pisze się sam

W czerwcu ujawniono akta służb specjalnych PRL wskazujące, że ksiądz Sławoj Leszek Głódź był wykorzystywany jako informator wywiadu wojskowego PRL. Sprawę opisały portal Onet.pl i dziennik „Rzeczpospolita”. Z dokumentów, do których dotarła Wirtualna Polska wynika, że równolegle, w latach 80., dzisiejszy metropolita gdański był zarejestrowany przez wywiad cywilny ludowej Polski, któremu przekazywał wyjątkowo cenne informacje na temat polityki wschodniej Jana Pawła II. Sprawę opisujemy jako pierwsi.

30 kwietnia 1986 roku do Centrali Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL w Warszawie przy ulicy Rakowieckiej wpłynął tajny szyfrogram (nr 3281) z placówki wywiadu w Rzymie. Zawierał informacje pozyskane sześć dni wcześniej przez jednego ze szpiegów od źródła o pseudonimie „Guastar”. Dotyczyły kulisów odejścia arcybiskupa Luigiego Poggi – odpowiedzialnego w Watykanie za przywrócenie stosunków dyplomatycznych z krajami Europy Środkowo – Wschodniej, w tym z Polską. Na stanowisku zastąpił go arcybiskup Francesco Colasuonno. W najważniejszym fragmencie szyfrogramu czytamy: „Mianowanie Colasuonno było dużą niespodzianką dla lobby polskiego (…) Colasuonno jest osobą nieznaną polskim duchownym pracującym nawet na eksponowanych stanowiskach w Watykanie (…) niektórzy z lobby twierdzą, że będzie trudnym partnerem dla władzy, jak i dla hierarchii”.

Tego samego dnia, do centrali wywiadu wpłynął drugi szyfrogram (nr 3321) podpisany przez tego samego oficera, sporządzony na podstawie informacji od agenta „Guastara”. Dotyczy on przebiegu obrad podczas Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Czytamy w nim: „W kościele unickim z dużym niepokojem odnotowano inicjatywę prawosławia Moskiewskiego w kwestii obchodów w 1988 r. 500-lecia utworzenia patriarchatu. Ocenia się, że jest to kolejna inicjatywa prawosławia, uzgodniona z władzami ZSRR by w ten sposób obniżyć rangę obchodów organizowanych przez kler i kościół greckokatolicki, zarówno w diasporze jak i na Ukrainie. W związku z powyższym, hierarchia unicka zamierza swoim obchodom nadać jeszcze większy wymiar propagandowy”.

Pod obydwoma szyfrogramami znajduje się adnotacja „informacja wiarygodna”. Takie zapisy umieszczono pod wiadomościami, które potwierdzano jeszcze w innych źródłach.

Donos na biskupów

Miesiąc później, do centrali wywiadu w Warszawie trafił szyfrogram napisany ponownie na podstawie informacji od „Guastara”. Tym razem dotyczył opinii arcybiskupa Poggi na temat nawiązania stosunków dyplomatycznych miedzy PRLem a Watykanem. Hierarcha (jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II) wyrażał ją po odbyciu podróży do komunistycznej Polski. W donosie czytamy: „Rozmówcy P. (Poggiego – L.Sz.) wyrażali opinie, że obecna ekipa rządowa przeżywa mały kryzys. Uważa się jednak, że po Zjeździe zostanie to zażegnane i linia gen. Jaruzelskiego umocni się. Pozwoli to na definitywne rozstrzygniecie całokształtu dot. stosunków Państwo – Kościół i PRL – Watykan. Uważa się, że na jesieni dojdzie do wizyty gen. Jaruzelskiego w Rzymie i Watykanie”. W szyfrogramie zawarta jest również wiadomość, że podczas poufnych rozmów polscy biskupi mówili w Warszawie arcybiskupowi Poggiemu, iż nie sprzeciwiają się nawiązaniu stosunków dyplomatycznych. Była to bardzo ważna informacja dla wywiadu PRL i jego zwierzchników – generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Wywnioskowali oni, ze polski Kościół będzie popierał nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Watykanem.

Tuż przy papieżu

Cytowany wyżej stenogram, z uwagi na charakter i wagę informacji, był jednym z najważniejszych meldunków przesłanych do Warszawy przez rezydenturę „Baszta” (taki kryptonim nosiła placówka wywiadu PRL w Rzymie). Po upadku PRL i rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa materiały „Baszty” przejął Urząd Ochrony Państwa, a potem, po zmianach w służbach – Agencja Wywiadu. Ta ostatnia instytucja przekazała je później do Instytutu Pamięci Narodowej – w 2007 roku zostały częściowo odtajnione (sygnatury akt: BU 0449/5/42, BU 0449/9/4). Wynika z nich, że w 1978 roku, gdy kardynał Karol Wojtyła został wybrany na papieża, w centrali MSW w Warszawie zwołano pilną naradę, w trakcie której dyrektor Departamentu I (odpowiedzialnego za wywiad cywilny) – pułkownik Jan Słowikowski – ogłosił: „Teraz celem numer jeden staje się Watykan”.

Władze PRL spodziewały się, że Papież – Polak będzie prowadził politykę wrogą komunizmowi (tak się też stało) i za wszelką cenę chciały znać jego plany. Do Rzymu pojechało więcej szpiegów, a na ich działalność znalazły się dodatkowe fundusze. W rezultacie, w latach 80. udało się pozyskać ponad setkę agentów w środowiskach polonijnych, instytucjach kościelnych, oraz w samej Kurii Rzymskiej. Najcenniejsi byli ci, którzy należeli do grona najbliższych współpracowników Papieża i mieli dostęp do sekretów watykańskiej polityki.

Jednym z nich był właśnie „Guastar”. Z odtajnionych dokumentów nie wynika, aby był najbardziej płodnym agentem. W odtajnionych zbiorach dokumentów odnaleźliśmy zaledwie 4 meldunki napisane na podstawie jego informacji, oraz 3 notatki zbiorcze (dokumenty dotyczące jakiegoś zagadnienia, o którym rozmawiano z wieloma informatorami), w których wykorzystano jego wiedzę. To niedużo, bo archiwa IPN znają przypadki agentów w Watykanie, którzy przekazywali dziesiątki meldunków (rekordzista – agent o pseudonimie „Prorok” – przekazał ich ponad 600). Jednak informacje przekazywane przez „Guastara” miały ogromne znaczenie ze względu na rangę spraw, których dotyczyły. Informator ten przekazywał wiadomości na temat spraw wyjątkowo ważnych, które zdobywał wśród osób z najbliższego otoczenia Jana Pawła II. Jego wiadomości określano jako „sprawdzone”, a on sam definiowany był jako „źródło wiarygodne” o czym świadczą adnotacje na szyfrogramach.

Kim był agent wywiadu PRL o pseudonimie „Guastar”? W dzienniku rejestracyjnym MSW (prowadzono tam ewidencję wszystkich osobowych źródeł informacji) wpisano jego dane personalne: Głódź Sławoj Leszek, oraz datę urodzenia: 13 sierpnia 1945. To dane dzisiejszego arcybiskupa metropolity gdańskiego. W dzienniku rejestracyjnym MSW znajduje się również informacja, iż „Guastar” jest księdzem katolickim. Również i to odpowiadało prawdzie. Dzisiejszy metropolita przyjął święcenia kapłańskie 14 czerwca 1970 roku, a więc w chwili sporządzania szyfrogramów był już od kilkunastu lat kapłanem.

Część akt wywiadu PRL nadal spoczywa w Zbiorze Zastrzeżonym i opatrzona jest klauzulą tajemnicy państwowej. Wśród nich wg naszych informacji, znajduje się też teczka z dokumentami opisującymi okoliczności pozyskania tego źródła do współpracy. Z powodu jej utajnienia, nie możemy poznać okoliczności nawiązania kontaktów księdza arcybiskupa z wywiadem cywilnym PRL.

Nie zna ich również pułkownik w stanie spoczynku dr Edward Kotowski – w latach 80. oficer wywiadu PRL ps. „Pietro”, skierowany do pracy w Rzymie, autor książki „Wspomnienia i refleksje oficera wywiadu PRL w Watykanie”. – Nie miałem żadnego związku z „Guastarem” i nie prowadziłem tego agenta, więc nie jestem w stanie nic o nim powiedzieć – powiedział Kotowski. Odwiedziłem go w małej miejscowości na Podlasiu, gdzie od lat mieszka. – Ale nawet gdybym potrafił, nie ujawniłbym żadnych szczegółów jego współpracy. Obowiązuje mnie tajemnica, a dekonspirację źródeł wywiadu uważam za działalność na szkodę państwa. Kotowski przyznaje jednak, że podczas swojej pracy w Rzymie słyszał o informatorze o pseudonimie „Guastar”. Czy podpisałby się pan pod stwierdzeniem, że był to jeden z najcenniejszych szpiegów w otoczeniu Jana Pawła II? – pytam. Byli cenniejsi – odpowiada wymijająco Kotowski.

Łącznik z przeszłością

Ksiądz Sławoj Leszek Głódź w 1981 roku został zatrudniony w watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich na stanowisku kierownika sekcji Kościoła obrządku bizantyjsko-ukraińskiego oraz sekcji Kościoła na Białorusi obrządku bizantyjsko-ruteńskiego. Wiedział o wszystkim, co się działo w kongregacji i miał częsty dostęp do papieża Jana Pawła II. Był więc dla wywiadu PRL idealnym kandydatem do werbunku. 23 lutego 1991 w Częstochowie kapłan przyjął z rąk kardynała Józefa Glempa sakrę biskupią. W tym samym, 1991 roku ustanowiony został ordynariat polowy Wojska Polskiego, a papież mianował księdza Głodzia biskupem polowym Wojska Polskiego. W tym samym roku, kapłan awansował na generała brygady, a trzy lata później – na generała dywizji. W lipcu 2004 został arcybiskupem, a miesiąc później biskupem warszawsko – praskim. 17 kwietnia 2008 papież Benedykt XVI mianował go metropolitą gdańskim. Ten urząd ksiądz Głódź sprawuje do dziś. Wiosną 2009 roku był przedstawiany jako jeden z poważniejszych kandydatów do objęcia stanowiska prymasa Polski.

W 2007 roku, gdy w polskim Kościele wybuchł problem lustracji duchownych, arcybiskup Głódź zachował zaskakujący sceptycyzm. W mediach wypowiadał się wielokrotnie przeciwko lustracji i nawoływał do „powściągliwości w ocenach”. Rok później Episkopat powołał komisje historyczne, aby wyjaśniły sprawę współpracy duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Łącznikiem między Episkopatem a historykami został właśnie arcybiskup Głódź. Na ile mógł być bezstronny, skoro sam był zarejestrowany jako informator wywiadu PRL?

Amnezja „Tibora”

Pod większością szyfrogramów wysyłanych do Rzymu na podstawie wiadomości od „Guastara” podpisywał się niejaki „Dis”. Tego kryptonimu używał pułkownik Maciej Dubiel – w okresie 1984 – 1988 szef placówki wywiadu PRL w Rzymie. Dziś jest emerytem, żyje skromnie w Warszawie i nie rozmawia z dziennikarzami. Z kolei z rezydentury „Baszta” i z szyfrogramów wynika również, że osobą, która odbierała informacje od księdza Głodzia był oficer wywiadu o pseudonimie „Tibor”. Pod tym kryptonimem krył się major Janusz Marian Czekaj. Jak wynika z jego teczki personalnej (IPN BU 003175/343) urodził się w Gdańsku w 1948 roku, a pracę w MSW rozpoczął 1 lipca 1973 roku na stanowisku inspektora w Komendzie Wojewódzkiej MO w Łodzi. Do wywiadu cywilnego trafił we wrześniu 1982 roku. Rok później został skierowany do pracy w rezydenturze wywiadu PRL w Rzymie. Oficjalnie był II sekretarzem ambasady PRL we Włoszech. Do kraju wrócił w lipcu 1988 roku i trafił do MSZ, gdzie pracował jeszcze w latach 90. Ze służby w wywiadzie odszedł 31 lipca 1990 roku.

Dziś Czekaj jest resortowym emerytem i szanowanym biznesmenem. Kieruje m.in. spółdzielnią mieszkaniową na eleganckim, nowoczesnym osiedlu między Warszawą a Konstancinem. Bez wahania zgodził się na spotkanie. Spotkaliśmy się w znanym centrum handlowym w południowej części stolicy, niedaleko miejsca, gdzie mieszka. Elegancki i wyjątkowo dla mnie uprzejmy major Czekaj (przyszedł wcześniej aby upewnić się, że nie ciągnę za sobą „ogona” czyli obserwacji) prowadził ze mną osobliwą grę słowną – typową dla ludzi służb specjalnych. Próbował wysondować ile wiem na temat jego źródła i jakie dokumenty udostępniono mi w IPN.

– Nie wiem czy panu coś pomogę – powiedział na wstępie. – Nie wracam już do starych spraw, a odchodząc ze służby podpisałem zobowiązanie do zachowania tajemnicy. Potwierdził, że w latach 80. w Rzymie utrzymywał kontakty z księdzem Głodziem, ale nie chciał mówić jakie. Potem zasłaniał się brakiem pamięci. Nie pamiętam niczego takiego, trudno wymagać, abym pamiętał każdy dokument, który podpisywałem trzydzieści lat temu – mówił Czekaj, widząc kopie szyfrogramów rzymskiej rezydentury, zawierające pozyskane przez niego informacje. W końcu przyznał, że prowadził agenta o pseudonimie „Guastar”, którym był ksiądz Sławoj Leszek Głódź.

Według jego relacji, zarejestrowanie księdza Głodzia jako „Guastara” wcale nie oznacza, że był on świadomym informatorem wywiadu. – Była taka praktyka, dla lepszej ochrony źródeł, że relację jednego agenta w dokumentach przypisywano innej osobie – tłumaczy. – Było też tak, że agenta rejestrowano bez jego wiedzy i zgody. To o tyle ciekawe, że stało w całkowitej sprzeczności z praktyką działania służb specjalnych PRL, która zabraniała rejestracji jako agentów tych ludzi, którzy rzeczywiście nimi nie byli. Na koniec rozmowy, major Czekaj powiedział: Sławek to naprawdę porządny człowiek, dużo nam pomógł w Rzymie i ma swoje zasługi w tym, że podpisano konkordat między Polską a Watykanem. Po co mu robić krzywdę? Tyle, że nie chodzi tutaj o żadne robienie komukolwiek krzywdy. Chodzi o prawdę, która dopiero teraz, po wielu latach, wyłania się z archiwów IPN, a z którą ksiądz arcybiskup musi się zmierzyć. Choćby przez wzgląd na szacunek dla pamięci Jana Pawła II, z którym blisko współpracował przez tyle lat.

Przez niemal trzy miesiące bezskutecznie zabiegaliśmy o kontakt z księdzem arcybiskupem Głodziem. Pytania do niego wysłaliśmy za pośrednictwem jego osobistego sekretarza – księdza kanonika Bartłomieja Starka. Ksiądz Stark obiecał nam przez telefon, że odpowiedzi zostaną nam udzielone niezwłocznie za pośrednictwem maila. Ostatecznie, mimo upływu wielu tygodni, odpowiedzi nie uzyskaliśmy a ksiądz Stark przestał odbierać telefony. Nie odpisywał również na wysyłane do niego SMS-y. Także próby połączenia się telefonicznego z księdzem arcybiskupem spełzły na niczym. Dlaczego metropolita gdański unika pytań o swoje relacje z wywiadem PRL?

Po wczorajszej emisji w TVN 24 reportażu o tzw. “układzie radomskim” i jego planach zdobycia fortuny na zmianie trasy planowanej drogi ekspresowej S12, w wielu mieszkaniach działaczy Prawa i Sprawiedliwości oraz środowiska biznesowego z nimi związanego z pewnością padło wiele niecenzuralnych słów. Wdrażany w życie od wielu lat plan wykupu nieruchomości na obrzeżach Radomia przez lokalnych samorządowców z partii Jarosława Kaczyńskiego i biznesmena, dla którego dobra zmiana trwa już od ponad dekady (PiS Radomiem rządził od 2004 roku) oraz ich korzystne spieniężenie właśnie najprawdopodobniej będzie musiał zostać wyrzucony do kosza. Wszystko za sprawą zdeterminowanych mieszkańców jednej z wsi, którzy przejrzeli na oczy widząc jak ich kosztem wzbogacić planuje się lokalny układ oraz rzetelnie przeprowadzonej pracy dziennikarskiej Bertolda Kittela z TVN.

Na czym polegać miał interes życia? Cały reportaż do obejrzenia tutaj, a w dużym skrócie cała sprawa dotyczy planowanej budowy drogi ekspresowej S2 i wariantów jej przeprowadzenia. Przebieg trasy, mającej być potrzebną obwodnicą miasta, można zaplanować tak, by pociągała za sobą jak najmniejsze dla Skarbu Państwa koszty, była jak najkrótsza, najwygodniejsza dla kierowców oraz w możliwie najmniejszym stopniu dotykała okolicznych mieszkańców, których wobec braku innych możliwości będzie konieczność wywłaszczyć w zamian za odszkodowanie. Gdy jednak lokalny układ polityczno-biznesowy staje się właścicielem kilkudziesięciu nieruchomości znajdujących się na obrzeżach miasta, nieznajdujących się na trasie planowanej trasy S12, a były prezydent miasta, z tym układem bezpośrednio powiązany rodzinnie i biznesowo przypadkowo znajduje się w komisji sejmowej zajmującej się opiniowaniem tej konkretnej drogi ekspresowej, to zaczynają dziać się czary. Plany nieoczekiwanie dla wielu się zmieniają, trasa nagle nabiera kilku łuków tak, “by trafić w konkretne działki”. Bo choć, co do zasady, do wywłaszczenia w zamian za odszkodowanie ze Skarbu Państwa może dojść w sytuacji, w której istnieje ważny cel publiczny, to w państwie PiS najwyraźniej podjęto działania, by z tym ważnym celem publicznym powiązać całkowicie nieważny, choć dochodowy interes prywatny ludzi władzy.

Jak jednak wspomniałem na początku, bardzo prawdopodobne, że lokalny układ będzie musiał skapitulować, a w najbliższych dniach na dywanik prezesa Jarosława Kaczyńskiego zostanie wezwany radomski baron PiS Marek Suski. W samym środku kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi, w bastionie PiS, lokalni działacze zostali nakryci na próbie wydojenia polskiego państwa z pieniędzy publicznych, nie zważając jednocześnie na dramat mieszkańców jednej ze wsi, przez której środek dochodowy dla lokalnego układu projekt trasy S12 prowadził. Co więcej, naświetlenie sprawy przez media raczej uniemożliwi do niej powrót. Ehh muszą się w końcu za te media wziąć, bo tyle planów krzyżują. Przecież premier Morawiecki już nawet zaplanował znaczne zwiększenie kwot na nowe drogi lokalne, żal by było zatem nie skorzystać. Na szczęście projekt ustawy dekoncentracyjnej ponoć jest już gotowy. Jak ujawniła wczoraj posłanka Lichocka, choć nie widziała go na oczy, z pewnością jest to dobry projekt.

Polska – Brazylia. Finał mistrzostw świata. Większej rekomendacji, jak powtórka meczu o złoto z 2014 roku nie trzeba było szukać. W niedzielę o 21.15 w Pala Alpitour spotkały się zespoły po przejściach i zmianach. Jeden z nich miał zostać mistrzem świata.

Choć siatkarska finałowa opowieść zaczęła się od błędów serwisowych po obu stronach i słabszego ataku biało-czerwonych, to Bartosz Kurek szybko nadał jej tonu. Jego 3 ataki, blok i as serwisowy do pierwszej przerwy technicznej dały Polsce prowadzenie 8:6. Później Fabian Drzyzga „odblokowywał” w ataku kolejnych graczy, którzy źle zaczęli starcie – Artura Szalpuka, Michała Kubiaka i Piotra Nowakowskiego (14:11). Brazylia w tym momencie słabła, bowiem model gry Bruno (ciągłe ataki Wallace’a) był zbyt czytelny. „Gwoździem” do trumny Canarinhos w tym secie był atak Kubiaka z drugiej linii, dający wynik 16:13. Po nim zespół Renana dal Zotto nie był już w stanie wyjść na prowadzenie mimo dwóch asów Felipe Fontelesa na 20:21 i późniejszego wyrównania na 23:23. Atak Szalpuka na kontrze i blok Kurka zakończyły tę partię zwycięstwem biało-czerwonych (28:26).

Fantastyczną serię w ataku mieli polscy zawodnicy na początku kolejnej partii. 3 udane zagrania Kurka, 2 Szalpuka i 2 bloki Drzyzgi dały im prowadzenie 8:4. Późniejsze przejściowe trudności biało-czerwonych w zdobywaniu punktów w dużej mierze wynikały z większej swobody gry, którą zyskali Brazylijczycy przez słabsze zagrywki rywali (14:12). Choć biało-czerwoni wciąż byli na trzypunktowym prowadzeniu, to przez środkową część seta nie oni rozdawali punkty w meczu, a Brazylijczycy błędami i dobrymi atakami. Trzeba jednak przyznać, że Polacy odzyskali kontrolę nad meczem w widowiskowy sposób – niezwykle mocnym atakiem Kurka z drugiej linii w drugi metr (22:17). Set został zakończony skutecznym atakiem Michała Kubiaka na lewym skrzydle (25:20).

https://twitter.com/PolskaNormalna/status/1046509477636304897

„Pogrom” po czterech dobrych atakach Kurka, dwóch blokach Kochanowskiego i jednym Drzyzgi Polacy zafundowali Brazylijczykom na początku trzeciej partii (11:5). Canarinhos na moment stracili wiarę w zwycięstwo i zaczęli popełniać wiele kosztownych błędów, oddalających ich od perspektywy przedłużenia meczu (8:15). Przy tak dużej przewadze biało-czerwoni grali natomiast spokojnie, jakby przyzwyczajając się do myśli, że są o kilka piłek od obrony tytułu mistrza świata (19:14). Mimo że zespół Renana dal Zotto odrobił straty do stanu 21:22, to wkrótce euforyczną radość dał Polakom Kurek, kończący ten mecz (25:23).

2 komentarze do “Kler 2. Scenariusz pisze się sam

  1. Hairwald Autor wpisu

    Reblogged this on Hairwald i skomentował(a):

    Internauci zawiadamiają prokuraturę o obecności prezesa Jarosława Kaczyńskiego w województwie kujawsko-pomorskim. Powinien być ścigany, gdyż nie stawia się do sądu.

    Odpowiedz
  2. ereglo

    Nie wiem kto jest autorem tekstu o Glodziu – autor strony czy jest to materiał prasowy. Mam jednak dwie uwagi. Po pierwsze – Głódź mógl naprawdę nie wiedzieć, ze jest informatorem agenta wywiadu PRL, mimo że został zarejestrowany, co przyznaje sam autor. A że dzielil się w prywatnych rozmowach pewnymi informacjami czy plotkami „z pracy” ze swym rozmówcą (czy rozmówcami), niech ten, kto nigdy w życiu nic podobnego nie zrobił, pierwszy rzuci w niego kamieniem. Głódź ma i tak dość- jak to się dziś mówi – za uszami (i to grzechów oczywistych) i bez przypisywania mu win nie całkiem sprawdzonych.
    A po drugie – ciekawi mnie, że tak dociekliwi poszukiwacze „sowieckiego tropu” w Watykanie nigdy nie zastanowili się jak – po tajemniczej i nagłej śmierci jego poprzednika (kł chociażby Skripala)ania się sprawadoszło do wyboru na papieża mało znanego kardynała ze Wschodu i dlaczego ten papież mocno – jak juz dziś nie ulega wątpliwości – zaszkodził Kościołowi, a będąc już niemal na łożu śmierci, jako ostatniej pociechy w życiu doczesnym zażyczył sobie koncertu sowieckich pieśni wojskowych w wykonaniu chóru Aleksandrowa?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz