Kacyk Kaczyński cofa Polskę do PRL

Bez słowa komentarza Donald Tusk umieścił na swoim profilu na Twitterze zdjęcie, na którym razem z liderem zespołu U2 stoją na tle plakatu z napisem „Konstytucja”. Bono był gościem Parlamentu Europejskiego. – „Jestem fanem Europy, moim zadaniem jako artysty jest nadanie nowego blasku pojęciu „bycia Europejczykiem” – mówił w Brukseli.

Zdjęcie było szeroko komentowane, także przez przez dziennikarzy. – Przeczuwam bojkot tego nikomu nieznanego artysty oraz dosadny post pani poseł Pawłowicz” – Dominika Długosz;

https://twitter.com/Polskawruinie1/status/1050048829108756481

„Dotąd symbolem walki o wolność i demokrację było słowo SOLIDARNOŚĆ. Dzisiaj po zawłaszczeniu go przez przybudówkę PiS, takim symbolem jest słowo KONSTYTUCJA! Piękne”; – „Dziś Donald Tusk spotkał się z Bono, a poseł Jarosław Kaczyński spotkał się z Premierem Morawieckim i Błaszczakiem. Znajdź różnicę”;

„Jarosław Kaczyński już kilkanaście lat temu mówił, że nie przepada za „U Dwa”. Wyczuł pismo nosem” – napisał Kamil Sikora z wp.pl. To oczywiście aluzja do wypowiedzi prezesa PiS z czerwca 2010 r. , kiedy mówił o swoich gustach muzycznych. Tak właśnie jego zdaniem wymawia się nazwę słynnego irlandzkiego zespołu.

„Ojjj, już widać, że zdjęcie Donalda Tuska z Bono niektórym się nie spodobało i została memowa szyderka, głównie po linii partyjnej. I pomyśleć, że wystarczyłoby by ktoś z obecnego obozu rządzącego, dla równowagi, umieściłby na TT swoje zdjęcie z Bono… Oh, wait, wait!” – skomentował Przemysław Henzel z RMF FM. Prawicowcy bowiem na wyprzódki dokonywali zmian napisu na plakacie, a ich „komentarzy” nie sposób cytować ze względu na wulgaryzmy.

Andrzej Duda na wniosek nowej KRS zaprzysiągł 27 sędziów Sądu Najwyższego. Uroczystość odbyła się w Pałacu Prezydenckim, bez udziału mediów. Prezydent zrobił to, choć procedurę naboru wstrzymał NSA, wcześniej SN zawiesił stosowanie części przepisów. Orzeczenie w tej sprawie ma wydać także Trybunał Sprawiedliwości UE na wniosek Komisji Europejskiej. – Prezydent postąpił wbrew zasadom obowiązującym w państwie praworządnym – komentuje w rozmowie z wiadomo.co były I Prezes SN prof. Adam Strzembosz. – To jest prosta droga do anarchii – ostrzega prof. Marcin Matczak. W rozmowie z nami tłumaczy, że decyzja prezydenta „jest deliktem konstytucyjnym, ale może stanowić także przestępstwo”.

Andrzej Duda powołał nowych sędziów SN

W środę przed południem prezydent powołał do Sądu Najwyższego kolejnych 27 sędziów. Stało się tak, mimo że pod koniec września Naczelny Sąd Administracyjny uwzględnił kolejne wnioski o zabezpieczenie i wstrzymał wykonanie uchwał KRS, które dotyczyły powołania sędziów do Izb Karnej, Cywilnej oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.

Wnioski w NSA złożyli  kandydaci na sędziów SN, którzy w końcu sierpnia nie uzyskali rekomendacji KRS. Tyle że KRS, pomimo takiej decyzji NSA, zdecydowała się wysłać swoje uchwały do prezydenta, Andrzej Duda postanowił je wykonać niezwłocznie.

Przypomnijmy, stosowanie części zapisów ustawy o SN zawiesił także Sąd Najwyższy, kierując tzw. pytania prejudencjalne do TSUE.

Zaprzysiężenie sędziów przez prezydenta odbyło się także przed decyzją TSUE dotyczącą wniosku skierowanego przez KE. Europejski Trybunał Sprawiedliwości może wydać tak zwaną decyzję zabezpieczającą, czyli zawieszającą niektóre przepisy ustawy o Sądzie Najwyższym do czasu wydania ostatecznego orzeczenia.

Decyzję prezydenta tłumaczy minister

Uroczystość w Pałacu Prezydenckim odbyła się oczywiście bez udziału mediów. O tym, co działo się za szczelnie zamkniętymi drzwiami, mogliśmy dowiedzieć się z konferencji prasowej. Andrzej Duda nie zdecydował się jednak na to, aby wytłumaczyć się ze swojej decyzji, tylko wysłał swojego ministra Pawła Muchę.

Na gruncie art. 179 Konstytucji RP, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, prezydent Andrzej Duda powołał sędziów, którzy będą zasiadać w składach Izby Cywilnej, Izby Karnej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. W ten sposób zrealizował się kolejny, bardzo dla nas ważny etap reformy sądownictwa – poinformował na konferencji zastępca szefa KPRP Paweł Mucha.

Według prezydenckiego ministra Andrzej Duda kierował się interesem publicznym: – Prezydent mówił wyraźnie, że reforma wymiaru sprawiedliwości jest dokonywana w interesie publicznym i prezydent dokonał powołań do Sądu Najwyższego, kierując się tym właśnie interesem. Nie ulega wątpliwości, że aktywność prezydenta w tym zakresie jest umocowana konstytucyjnie i ustawowo.

Tyle Paweł Mucha. I takie powtarzane od dawna „przekazy” muszą wystarczyć. Prawnicy jednak na decyzji prezydenta nie pozostawiają suchej nitki.

Strzembosz: Po decyzji prezydenta pozostanie potężny niesmak

– Można przyjąć, że prezydent pod naciskiem, być może z zewnątrz, zdecydował się na przyspieszenie nominacji nowych sędziów Sądu Najwyższego. Poprzednio Kancelaria Prezydenta kilkukrotnie powtarzała, że w tej sprawie głowy państwa nie wiążą żadne terminy. Można było mieć nadzieję, że prezydent poczeka na rozstrzygnięcie Trybunału w Luksemburgu. Ale tak się nie stało – mówi wiadomo. co prof. Adam Strzembosz, były I Prezes SN i przewodniczący Trybunału Stanu.

Kto mógł na prezydenta naciskać? – Myślę, że bardziej zainteresowana takim działaniem była centrala PiS niż na przykład premier. Przypuszczam, że raczej Nowogrodzka – odpowiada. Według niego PiS spodziewa się niekorzystnego rozstrzygnięcia w Luksemburgu.

Prof. Adam Strzembosz nie ma wątpliwości, że prezydent postąpił „wbrew zasadom obowiązującym w państwie praworządnym”. – Organy powinny przestrzegać właściwych im rozstrzygnięć. Władza wykonawcza powinna przestrzegać ustaw i poddawać się orzeczeniom sądowym – dodaje.

Poza tym były I Prezes SN obawia się, że to może skomplikować sytuację w Sądzie Najwyższym. – Prezydent podejmując taką decyzję stworzył pewną grupę ludzi, których status może być podważany w zależności od przebiegu wypadków. Jeżeli TSUE w ostatecznym rozstrzygnięciu stwierdzi, że obniżenie wieku emerytalnego dla sędziów już orzekających było nadużyciem i było niezgodne z zasadami obowiązującymi w UE, to będziemy mieli nadmiar sędziów w SN. Będzie można to rozwiązać zwiększając ilość sędziów, ale i tak potężny niesmak pozostanie – kwituje prof. Strzembosz.

Matczak: Kolejny cios dla państwa prawa i niebezpieczny precedens

– To bardzo smutna decyzja. Kolejna, która pokazuje, że jeżeli prawo i decyzja sądu się komuś nie podoba, to można ją lekceważyć. W ten sposób prezydent daje fatalny sygnał całemu społeczeństwu, że on jako strażnik konstytucji, czyli najwyższego prawa, lekceważy i ignoruje decyzję sądową. Dla mnie to jest prosta droga do anarchii – ostrzega w rozmowie z wiadomo.co prof. Marcin Matczak, prawnik z UW. Takie zachowanie może doprowadzić do tego, że ludzie zaczną ignorować wyroki. – Skoro prezydent może, a wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, to każdy może się w taki sposób zachować, czyli powiedzieć: nie podoba mi się ten wyrok, więc nie będę go przestrzegał – dodaje.

Według niego to „kolejny cios dla państwa prawa i precedens, który może nas dużo kosztować w przyszłości”. – Prezydent łamie art. 7 konstytucji, który mówi o tym, że każdy organ państwowy ma działać w granicach i na podstawie prawa, czyli łamie zasadę legalizmu. Ale ta decyzja może także naruszać art. 231 Kodeksu karnego, który mówi o przekroczeniu uprawnień – tłumaczy prof. Matczak. A zatem decyzja prezydenta jest „deliktem konstytucyjnym, ale może stanowić także przestępstwo”. To samo dotyczy członków KRS, która przesłała do prezydenta wnioski o powołanie nowych sędziów.

Czy Andrzej Duda może zostać za to rozliczony? – W stosunku do zwykłego urzędnika można prowadzić postępowanie karne. Członkowie KRS mają immunitety, więc trzeba je najpierw uchylić. Ale wobec prezydenta nie można prowadzić postępowania karnego, bo odpowiada tylko przez Trybunałem Stanu. Takie działanie będzie możliwe dopiero po zmianie władzy – odpowiada.

Budka: Prezydent jest recydywistą w łamaniu prawa

Decyzję prezydenta o nominacji kolejnych 27 sędziów SN skomentował także na konferencji prasowej poseł PO, były minister sprawiedliwości Borys Budka.

– Prezydent jasno i czytelnie opowiada się po stronie tych, którzy łamią konstytucję. Nie szanuje uchwały Sądu Najwyższego, wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale przede wszystkim nie szanuje konstytucji. Jest już recydywistą w łamaniu prawa – mówił poseł PO.

Według byłego ministra sprawiedliwości „prezydent nie dorósł do swojej roli”. – Ze strażnika konstytucji stał się wiernym wykonawcą poleceń politycznych, które płyną z ministerstwa sprawiedliwości albo z ulicy Nowogrodzkiej – komentował Budka.

Roman Giertych na swoim profilu na Facebooku umieścił kolejny już list od Mateusza Morawieckiego. Zaczyna od „utyskiwania”: – „Błagam Pana! Ja mam pracę zawodową! Nie mogę ciągle wszystkiego rzucać, aby Panu radzić”.

Zaznacza, że premier jeszcze nie uporał się z „miską ryżu”, a pojawiły się następne taśmy, w których Morawiecki nazwał głupimi klientów swojego banku, którzy dali się nabrać na reklamy z Chuckiem Norrisem. – „Jak z tego wybrnąć? A jakby tak Pan odwrócił znaczenie słowa „głupi”? Przecież PiS już odwrócił tyle znaczeń. Zamieniliście znaczenie słowa demokracja. Teraz to oznacza rządy jednego człowieka. Zamieniliście słowo praworządność: teraz to oznacza bezkarność rządzących. Zamieniliście słowo niezależność: teraz to oznacza podporządkowanie się pod wolę partii. Zamieniliście słowa walka z korupcją. Teraz to oznacza napychanie kabzy i chronienie swoich. Zamieniliście słowo pluralizm: teraz to oznacza po prostu PiS. (…)  Cóż to dla Was znaczy zamienić słowo głupota na np. przebiegłość?” – retorycznie pyta Giertych.

Ma dla Morawieckiego propozycję nie do odrzucenia: – „Pan mógłby taką zamianę rozpocząć nazywając Prezesa sprytnym głupkiem, który wyborców nabrał na Szydło, tak jak Pan nabierał ludzi na Chucka Norrisa. Klakierzy z PiS powtórzyliby to sto razy. Jacek Kurski powołałby niezależnych ekspertów, którzy tłumaczyliby, że Pańskie słowa o głupkach tak naprawdę były komplementem wobec obywateli. A Pan Prezydent wręczyłby Panu medal za działalność na niwie słowotwórstwa. I tak Pana afera przemieniłaby się w sukces”.

W post scriptum Giertych odniósł się jeszcze do wykupienia przez rząd PiS kolejki linowej na Kasprowy Wierch, ale – oczywiście – w kontekście ujawnionych nagrań Morawieckiego z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. – „Jak Pan tam jechał od słupa do słupa powiewając na wietrze nie miał Pan wrażenia, że te słupy z Pana szydzą, przypominając o nieruchomościach zakupywanych na słupy?” – zakończył Giertych.

O tytułowym państwie opowiada nam analityk. Postać z okładki jest politykiem. Na pierwszy rzut oka wszystko się jednak zgadza, oba wątki harmonijnie się przeplatają. Ale jeśli rzucić okiem ponownie, pojawią się wątpliwości.

Narrację otwiera Sienkiewicz – polityk, powracający do czasów afery taśmowej. Po czterech latach ta historia wciąż w nim siedzi i uwiera. Świadom własnego formatu chyba czuje się upokorzony tym, jak głupio ta rządowa kariera mu się załamała. Ale jest też zbyt dumny, aby się szczegółowo tłumaczyć z przebiegu podsłuchanej rozmowy z Markiem Belką.

Sienkiewicz analityk

Coś jednak próbuje nam przy okazji zasugerować, naprowadza na jakiś trop. Nieco nachalnie eksponując ówczesnego szefa CBA Pawła Wojtunika jako… Niestety, autor gryzie się w język i nie dopowiada. Możemy się tylko domyślać, że coś z tym Wojtunikiem było nie tak. Słabo to jednak wygląda. Znajome „wiem, ale nie powiem”, jak u Sam-Wiesz-Kogo. A przecież Sienkiewicz swoją książką pragnie dać odpór tak rozumianej polityce.

Dalej na szczęście jest już opowiadający o państwie Sienkiewicz analityk. I wtedy robi się naprawdę ciekawie. Czasem wręcz fascynująco, gdy przywołane zostają sprawy pozornie oczywiste (być może nawet zbyt oczywiste, aby je w ogóle podważać) i nagle otwierają nam się w głowach ukryte skrytki. Jak w rozdziale o relacjach państwa z Kościołem, które autor omawia na przykładzie pochówków.

Prawda, że odruchowo reagujemy moralnym oburzeniem, gdy słyszymy o pazernym proboszczu, którzy zdziera z jakiegoś biedaka ostatni grosz za „usługę cmentarną”? Zaraz jednak intuicyjnie uznajemy, że to ludzki błąd w utrwalonym tradycją systemie, dla którego nie ma alternatywy. A tu nagle przychodzi Sienkiewicz i po prostu pyta, jak to jest, że w nowoczesnym państwie tak fundamentalna kwestia nie została uregulowana. Państwo musi przecież chronić obywateli przed monopolami. A Kościół, pod którego zarządem znajduje się blisko 90 proc. nekropolii, jest w tym przypadku klasycznym monopolistą. Bez pardonu wykorzystuje ten status, arbitralnie dyktując warunki. I co więcej, jego finanse są poza jakąkolwiek kontrolą państwa. W każdym innym obszarze uznalibyśmy taki stan rzeczy za skandal. Tymczasem nawet rzecznicy świeckiego państwa jakoś niezbyt aktywnie podnoszą ten temat, choć potencjalnie dotyczy on każdego obywatela.

Jak działa „państwo teoretyczne”?

To tylko jeden z przykładów na to, jak działa „państwo teoretyczne”. Niby jest, a jakby go nie było. I często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie mogą być skutki podobnych zaniedbań. Współczesny świat jest systemem skrajnie zagmatwanych zależności i nie pozwala precyzyjne prognozować wszystkich skutków podejmowanych decyzji.

Sienkiewicz przywołuje więc aferę z płonącymi wysypiskami śmieci, którą Polska żyła kilka miesięcy temu. Wzięła się z tego, że Chiny – będące przez lata wielkim magazynem odpadów z całego rozwiniętego świata – nagle zaostrzyły swą politykę. Część krajów eksportujących śmieci upatrzyła więc sobie Polskę, gdyż miała liberalne przepisy. Pewnie zbyt liberalne, ale skoro nie wywoływało to dotąd negatywnych skutków, nie było się czym przejmować. Zdaniem Sienkiewicza nie ma na to rady, takie sprawy zawsze będą się zdarzać. Prawdziwym problemem było to, że kiedy już nasze drogi z dnia na dzień zapełniły się tysiącami tirów z odpadami, „teoretyczne państwo” tego nie zauważyło. Musiało dojść do katastrofy ekologicznej, aby problem został zdiagnozowany i naprawiony. Autor ostrzega, że z państwem tak gapowatym daleko nie zajedziemy. Zaś hipotetyczny przykład analogicznego zaniedbania naprawdę może wywołać u czytelnika ciarki na plecach.

Sienkiewicza analityka warto więc czytać. Wsparta na celnie dobranych przykładach diagnoza stanu państwa to najobszerniejsza i zdecydowanie najlepsza część książki. Natomiast w finale analityk przybija piątkę Sienkiewiczowi politykowi i wspólnie zastanawiają się, jak z wybrnąć z naszego teoretycznego klopsa. I jak to najczęściej bywa w tego typu publikacjach, czytelnika spotyka zawód. Bo wyżej opisana skala problemów ogromna, a tu pomysły jakoś skromne, niektóre wręcz nietrafione. Zdradzać ich tu wszystkich nie będziemy, ale zatrzymajmy się choć przy jednym. Być może zresztą kluczowym.

Sienkiewicz krytyczny wobec własnego środowiska

Większość z nas zgodzi się pewnie z Sienkiewiczem, że w zrytualizowanym konflikcie PO z PiS co najwyżej można liczyć na cudowną przemianę państwa teoretycznego w praktyczne. Wiele realnych problemów omijanych jest bowiem szerokim łukiem. A już „dobra zmiana” – która praktycznie zintegrowała struktury państwowe z partyjnymi, ograniczając prawa obywatelskie do zwolenników partii rządzącej – to prawdziwa katastrofa. Z tej drogi nie będzie prosto zawrócić. Więc już dziś trzeba wysilić się na coś więcej niż „przywrócenie normalności”.

Krytyczny wobec własnego środowiska Sienkiewicz nie dostrzega na scenie politycznej potencji zdolnej odpowiedzieć na pytanie, „co po PiS”. Podpowiada więc, aby zrobić coś obok. W roli przykładu pojawia się wspomnienie Ruchu „Wolność i Pokój”, który w połowie lat 80. śmiało wszedł między Jaruzelskiego a Wałęsę, formułując raptem kilka bardzo konkretnych postulatów pacyfistyczno-ekologicznych. I zmusił władzę do ustępstw, co nie udawało się zastygłej w heroicznej pozie podziemnej Solidarności.

To zrozumiałe, że Sienkiewicz czule wspomina własne korzenie (był jednym z liderów WiP). Problem w tym, że takich „wipów” mamy dziś pod dostatkiem. Są nimi ruchy miejskie. Albo – w skali ponadlokalnej – organizacje takie jak Akcja Demokracja. I świetnie, że są, lecz – jak pokazuje doświadczenie – ich wpływ na zmianę politycznego kontekstu jest śladowy. Doskonale kumulują energię obywatelską, ale nie dysponują siecią przesyłową do wyższych szczebli. I co więcej, nie chcą jej mieć. Nie interesuje ich układanie się z partyjnym Lewiatanem.

Wszystko więc wskazuje na to, że konfliktu partyjnego nie da się tak po prostu obejść. Można go ewentualnie przeczekać, jak postulował niedawno liczący na pokoleniową zmianę Rafał Matyja. Z lektury „Państwa teoretycznego” wynika jednak, że nie mamy już czasu. Urlop od geopolityki dobiegł bowiem końca i zagrożeń jest zbyt wiele. Coś więc trzeba zrobić z polityką tu i teraz. Nie obok niej, lecz w samym jej centrum. A tu niestety nie ma mądrych.

Jego metafory były piękne, ale ton fałszywy

Tytułowy slogan użyty przez Sienkiewicza w nagranej rozmowie z Belką zrobił zawrotną karierę. Autor został jednak obśmiany – bo co to za minister spraw wewnętrznych, który żali się na „państwo teoretyczne”? We wstępie książki tłumaczy, że prowadził tę rozmowę jako analityk, a więc po prostu mówił, jak jest. W roli polityka nigdy by tak otwarcie nie powiedział. Niestety, jest to jedyne odniesienie do styku obu tych ról.

Gdy Bartłomiej Sienkiewicz wchodził do rządu Tuska, kryzys tamtej ekipy był już wyraźny. Formuła „ciepłej wody w kranie” znalazła się na wyczerpaniu, gnuśność drugiej kadencji rządów PO aż waliła po oczach. Od Sienkiewicza słusznie oczekiwano, że będzie kimś więcej niż ministrem od policjantów i strażaków. Miał być tym człowiekiem w centrum władzy, który ogarnia rzeczywistość i wyłapuje symptomy nadchodzących zmian.

Nie sprostał jednak zadaniu. Jego zmysł analityczny został stępiony. Zamiast tego skupiał się na publicznym uzasadnianiu praktycznie już upadłego patentu Tuska na rządzenie. Sławił „ciepłą wodę w kranie” jako osiągnięcie o najwyższej doniosłości w tysiącletnich dziejach Rzeczpospolitej. Jego metafory były piękne, ale ton fałszywy. Polityk zagadał w Sienkiewiczu analityka. Użył swej inteligencji nie tam, gdzie należało. Roztrwonił swój najcenniejszy kapitał.

Oczywiście nie on jeden. Polska polityka zdołała obezwładnić i wypluć niejednego intelektualistę bądź eksperta. To wręcz norma. Tym bardziej precyzyjny opis natury tego zjawiska byłby na wagę złota. Przede wszystkim jako próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego polityka nie jest w stanie sięgnąć istoty państwa i zadowala się formułami zastępczymi. Szkoda, że Bartłomiej Sienkiewicz nie podjął takiej próby. Z tego powodu „Państwo teoretyczne” pozostawia niedosyt.

Waldemar Mystkowski pisze o jednym dniu PiS. Dzień jak co dzień. Władza PiS w pigułce.

Polska pisowska nie mieści się w żadnym standardzie krajów demokracji zachodniej.

Przyzwyczajamy się do naszej republiki bananowej, która ma już swój rytm, rytuały, repertuar zachowań i gestów akolitów oraz jednego kacyka. Do najważniejszego wydarzenia z punktu działania mechanizmów operetkowej republiki doszło przy placu Piłsudskiego.

Prezes Kaczyński złożył kwiaty pod pomnikiem ze schodami, bo dzisiaj 10 dzień miesiąca. Już nie ma deptania do prawdy na Krakowskim Przedmieściu, bo ta została koncertowo wygaszona. Kaczyński zrobił w swojej limuzynie krótką żołnierską odprawę dla Mateusza Morawieckiego i Mariusza Błaszczaka. W ciągu 13 minut złożyli raporty i otrzymali instrukcje.

Na zewnątrz liczba funkcjonariuszy ze Służby Ochrony Państwa większa niż dostają dla swego bezpieczeństwa prezydenci USA. Tak się nosi Kaczyński, tak działa państwo polskie – w limuzynach, karne w stosunku do kacyka i z dala od szarych ludzi.

Zresztą prezes się nie szczypie. Nie stawia się do pracy, choć jeździ po mieście i po Polsce na różne konwencje i mityngi wyborcze w otoczeniu bizantyjskiej ochrony. Od marca – czyli w ciągu pół roku – stawił się dwa razy do pracy, a z 9 posiedzeń Sejmu obecny był tylko na jednym. Za to wszystko zainkasował 110 tysięcy zł.

On i jego akolici noszą się z pańska. Morawiecki obywateli traktuje tak, jak w rozmowie na taśmie z podsłuchu (nowe nagranie opublikowane przez Onet), gdy o reklamie banku BZ WBK z Chuckiem Norrisem w roli głównej mówi, że jej propaganda działa rewelacyjnie: – „Ludzie są tacy głupi, że to działa! Niesamowite!”.

Morawiecki nie jest tak sprawny fizycznie jak strażnik Teksasu ani jak Donald Tusk, który harata w gałę.  Ma jednak talenty Janosika, czym się chwalił po spotkaniu z gazdami i bacami w Zakopanem. Lecz Janosik musi się liczyć z tym, co spotkało jego poprzednika, został powieszony za żebro, niektórzy uwspółcześniają – za Ziobrę.

Janosik ma dla „głupich ludzi” miskę ryżu, która jest kolejnym symbolem władzy PiS. Premier przekonał się o tym, gdy na spotkaniu w Augustowie mieszkańcy przynieśli ryż, ale po spotkaniu zostali spisani przez policję. To następna nowa świecka tradycja.

Andrzej Duda, któremu uszy już puchną od okrzyków „Konstytucja”, powołał nowych 27 sędziów Sądu Najwyższego wbrew uchwale Sądu Najwyższego i wyrokowi Naczelnego Sądu Administracyjnego, a także wbrew planowanemu za kilka dni wydaniu zabezpieczenia przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Wieść o przyjętym przez Dudę ślubowaniu nowych sędziów dotarła natychmiast do Luksemburga, siedziby TSUE. Unijni prawnicy uznali, że Duda zdecydował się rozpocząć otwartą wojnę z tą unijną instytucją. Postępowanie Dudy zostało nawet nazwane wprost: – „Jest okolicznością obciążającą w postępowaniu przed Trybunałem Sprawiedliwości UE”. Co brzmi jak zarzut z Kodeksu karnego.

Polska pisowska łamie we współpracy z instytucjami unijnymi „zasadę lojalnej współpracy”, to znaczy stawia się na pozycji wroga. No, ale republika bananowa nie mieści się w żadnym standardzie krajów demokracji zachodniej.

3 komentarze do “Kacyk Kaczyński cofa Polskę do PRL

  1. ereglo

    Niejaki Rafał (S)tępak, z sądu dla Wwy Mokotowa, nie wiadomo bigot czy oportunista, skazal J.Urbana na 120 tys grzywny za „obrazę uczuć religijnych”, karę 4 razy wyższą niż nawet żądał prokurator, pewnie zeby pokazać, że jest jeszcze gorliwszym od tego ostatniego Polakiem i katolikiem. I jak bronić podobnej „niezależności sędziowskiej?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz