Pisowska katastrofa zbliża się krokiem ancymonka Greka Zorby Morawieckiego

Stare polskie powiedzenie mówi : “jak trwoga, to do Boga“. W przypadku poczynań polskiej prawicy można jednak przerobić stare porzekadło na nową maksymę – jak trwoga, to do trolla. Nie chodzi tu wcale o obrazę uczuć religijnych, wręcz przeciwnie. Chodzi o stosunkowy nowy fenomen w walce politycznej w internecie, toczonej przez zastępy trolli, które za pomocą tzw. fejkowych kont bezpardonowo atakują przeciwników, wybielając przy tym swoich mocodawców.

Z mocnym atakiem trolli mieliśmy do czynienia przy okazji strajku nauczycieli, kiedy to sieć zaczęły zasypywać takie same wpisy, o tym jak zapłakana kuzynka szlocha, gdyż nie może chodzić do szkoły. 

W przypadku najnowszego problemu, z którym boryka się rząd PiS, nie mogło być inaczej. Chodzi oczywiście o niedawną premierą filmu braci Siekielskich “Tylko nie mów nikomu”,który wywołał nie lada poruszenie opinii publicznej, spychając jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość do narożnika na ostaniej prostej kampanii wyborczej do europarlamentu.

Początkowo mądre głowy na Nowogrodzkiej próbowały rozwiązać problem poprzez deklarację zaostrzenia przepisów kodeksu karnego, w tym wysokości kary za przestępstwo pedofilii. Nie wiemy jeszcze, czy ten sposób działania przyniesie dobrej zmianie sukces, ale już widać, że w sprawie zamiatania problemu pedofilii przez kościół pod dywan i niemocy lub niechęci działania organów ścigania w tej sprawie, internetowe trolle ruszyły mocno do ataku.

Tym razem na tapecie jest przekaz spin – 8 lat byłem ministrantem, w kościele jest super, wszystko gra i buczy.

Niestety profilowe “autora” wpisu okazuje się być zdjęciem uczestnika anglojęzycznej reklamy hormonów męskich, co już na starcie zabija wiarygodność i wskazuje na to, że jest to troll-konto. Zresztą zobaczcie sami:

Okazuje się, że „8 lat byłem ministrantem” stało się nowym „moja kuzynka wróciła zapłakana ze szkoły”, ku znaczniej uciesze internautów, którzy na wpadce w sieci nie zostawili suchej nitki.

A ponoć partia władzy i jej sympatycy umieją w internety…

Najkosztowniejszym do tej pory przejawem populizmu PiS nie było wbrew obiegowej opinii wprowadzenie programu 500+. Koszty tego ostatniego okazują się bowiem długoterminowo przyćmione przez skutki nieodpowiedzialności decydentów w polityce emerytalnej. Kiedy obniżono wiek emerytalny, to w prorządowych mediach strzelały korki od szampana w euforii, jak to Zjednoczona Prawica dba o interes zwykłych ludzi, których okrutna koalicja PO-PSL chciała zmusić do pracy “do śmierci”. Mijają jednak kolejne lata i z analiz ekspertów wyłania się coraz bardziej wyraźny obraz katastrofy, jaką na przyszłych emerytów swoją decyzją sprowadziło Prawo i Sprawiedliwość. Nędza czekająca dzisiejszych pracujących jest bowiem dalece bardziej szokująca, niż wielu przewidywało. Za 40 lat bowiem aż dwie trzecie wszystkich emerytur będą stanowiły świadczenia minimalne lub nawet niższe. Takie wnioski płyną z raportu Instytutu Badań Strukturalnych, który opisuje “Dziennik Gazeta Prawna”.

Najważniejsza do oceny sytuacji jest rzadko kwestionowana już dziś prognoza, że w 2060 r. na jednego emeryta będzie przypadać jedna osoba pracująca. W efekcie wydatki na system emerytalny musiałyby wzrosnąć z 11 proc. PKB dziś do 23 proc. PKB w 2060 r. Przypomnijmy, że już obecnie emerytury to największa pozycja w wydatkach publicznych. Tymczasem przed rozszerzeniem programu 500+ cała gotówkowa pomoc państwa dla rodzin opiewała na 1,8% PKB(500+, wyprawka szkolna i inne świadczenia). 12% PKB wzrostu wydatków na emerytury to zatem wielokrotność kosztów polityki prorodzinnej PiS. Biorąc pod uwagę, że PKB Polski przekroczyło w zeszłym roku 2 bln zł, to realizacja czarnego scenariusza oznaczałaby większe wydatki na emerytury z budżetu na poziomie aż 240 mld zł rocznie.

Negatywny kierunek zmian widać zresztą już dziś. Sam ZUS pokazał tutaj niepokojące daneW ostatnich latach bowiem najszybciej rośnie liczba emerytur niższych od tzw. “najniższej emerytury”, czyli świadczeń osób bez wypracowanego stażu pracy do tej ostatniej. W 2018 roku liczba przyznanych „bardzo niskich” emerytur wzrosła o 20% w porównaniu do danych z grudnia 2017 r.

Widać zatem wyraźnie, że wmawianie obywatelom, że żyjąc dłużej, wciąż można uciec od konieczności pracownia dłużej, jest zwykłym mydleniem oczu, za które wszyscy zapłacimy wysoką cenę. Koszty nieodpowiedzialnego obniżenia wieku emerytalnego i niewystarczającego stawiania na jak najdłuższe pozostawanie na rynku pracy będą bowiem większe niż wartość obecnego oficjalnego długu publicznego. Uzmysławia to proste porównanie, kiedy oficjalny dług publiczny oscyluje nieco poniżej 1 bln zł, to już w 2015 roku ukryty dług emerytalny wynosił 4,96 bln zł. Obniżenie wieku emerytalnego tylko radykalnie  ten ostatni zwiększyło.

Niestety populistyczne hasła zawsze prędzej czy później przegrywają z zimną matematyką. W tym przypadku konsekwencją będzie nędza przyszłych emerytów. Jest to wyzwanie, którym władze powinny się jak najszybciej zająć.

Szczególnie dziś, w okresie łamania praworządności, mówienie o znaczeniu ustawy zasadniczej jest szczególnie ważne. Ta ostatnia bowiem wydaje się daleka od codziennych problemów Polaków, będąc dla milionów obywateli oderwanym od rzeczywistości wymysłem rządzących elit. Jednak takie podejście jest błędem, za który, jak pokazała historia, przychodzi drogo zapłacić. Forum Obywatelskiego Rozwoju zebrało poświęcone temu zagadnieniu badania ekonomiczne i wnioski są zatrważające.

Okazuje się, że łamanie konstytucji, szczególnie zaś demontaż niezależności sądownictwa od polityków istotnie wpływa na obniżenie tempa wzrostu gospodarczego. Według przywołanych szacunków Voigt te al (2015) negatywny efekt upolitycznienia może skutkować obniżeniem tempa wzrostu gospodarczego o ponad 1% PKB. To w przypadku Polski może oznaczać straty dla gospodarki przekraczające 20 mld zł tylko w ciągu roku. Forum Obywatelskiego Rozwoju  przywołuje dane wieloletnie, że kraje o większej wolności wymiaru sprawiedliwości rozwijają się statystycznie szybciej. Oznacza to zatem, że atak PiS na sądy i ład konstytucyjny nie jest oderwaną od rzeczywistości walką ideologiczną, ale wpływa negatywnie na codzienne życie Polaków, ich wynagrodzenia i perspektywy zawodowe. Ten aspekt Nowogrodzka wolałaby przed obywatelami ukryć.

W momencie kiedy wzrost gospodarczy osiąga imponujące wyniki takie tezy mogą wydawać się mało intuicyjne. Jednak wbrew narracjom polityków większość konsekwencji ich działań można ocenić dopiero w perspektywie wieloletniej, która zdaniem większości międzynarodowych prognoz zmierza ku gospodarczemu marazmowi. W analizie gospodarczej trzeba mieć także na uwadze relatywizm faktów. Inną wartość mają te same wskaźniki wzrostu w okresie światowej  koniunktury, a inne kryzysu. Łatwo pomylić efekty wpływu otoczenia międzynarodowego ze skutkami polityki danej ekipy rządowej.

Tymczasem z prymusów regionu, jeśli chodzi o niezależność sądownictwa czy wolność prasy, zaczynamy spadać w kolejnych rankingach. Przykładem może tu być Światowy Indeks Wolności Prasy, w którym przez cztery lata spadliśmy o aż 41 pozycji. Sprawia to, że z każdym rokiem nasz kraj będzie coraz mocniej odczuwał także gospodarcze efekty niepohamowanej żądzy władzy Prawa i Sprawiedliwości.

>>>

Dodaj komentarz