Ambasadorka USA Georgette Mosbacher wystosowała list do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, domagając się odstąpienia od przepisów, które miałyby zamknąć polski rynek dla Ubera i zagroziła zamrożeniem amerykańskich inwestycji w Polsce – podaje „Fakt”.
Tymczasem przeciwko działalności Ubera w Polsce protestują m.in. taksówkarze. W związku z tym 17 października polski rząd wysłał do komisji prawnej Rady Ministrów projekt ustawy o transporcie drogowym, który wprowadzał m.in. konieczność posiadania przez pośrednika wpisu do ewidencji działalności gospodarczej lub posiadania numeru w KRS, co w rzeczywistości blokowało możliwość działalności Ubera w Polsce.
W amerykańskiej firmie kierowcą może zostać każdy, kto ma samochód – bez żadnej licencji, znajomości miasta czy zaświadczenia o niekaralności. Nie musi (tak jak taksówkarze) doliczać podatków, kosztów licencji i członkostwa w korporacji taksówkowej. W kilku europejskich krajach (m.in. w Danii oraz we Włoszech) działalność Ubera została zakazana.
Z ustaleń „Faktu” wynika, że pojawiły się przecieki, iż mimo sprzeciwu Adamczyka, temat ograniczenia działalności Ubera w Polsce jest zamknięty.
Pani ambasador nie po raz pierwszy „interweniuje”. W listopadzie napisała list do resortu zdrowia w sprawie firmy Genetech, która w jej opinii mogła zostać potraktowana niesprawiedliwie przy niektórych decyzjach: „Jestem zaniepokojona, że wątpliwości dotyczące sprawiedliwości lub przejrzystości tego procesu mogłyby wpływać negatywnie na warunki biznesowe dla firm, które sprowadzają innowacyjne nowe technologie do Polski” – oświadczyła Georgette Mosbacher.
Nieco wcześniej napisała też do szefa rządu, wyrażając „zdumienie” tym, że minister Joachim Brudziński oraz inni posłowie PiS oskarżają stację TVN o sfingowanie spotkania polskich neonazistów. Podkreśliła, że ważne jest dla niej wspólne wspieranie przez Polskę i USA wolności mediów i wolności słowa. Wyraziła nadzieję, iż członkowie rządu powstrzymają się od atakowania niezależnych dziennikarzy.
Pisowcy grabią państwo jak mogą, a Jankesów się boją, jak diabeł święconej wody.
Za czasów poprzedniego prezesa NBP Marka Belki dyrektor ds. komunikacji mógł liczyć na 23 tys. zł brutto. Na tę pensję składała się podstawa w wysokości 18 tys. zł brutto oraz kwartalne premie – ok. 10 tys. zł.
Do tego dyrektor mógł dostać maksymalnie dwie roczne premie specjalne z tzw. puli prezesa po ok. 10 tys. zł brutto – ustalił Polsat News.
Przypomnijmy, że obecna szefowa ds. komunikacji Martyna Wojciechowska – wg doniesień medialnych – otrzymuje w NBP za prezesury Adama Glapińskiego ok. 65 tys. zł miesięcznie. Do tego trzeba doliczyć 11-12 tys. zł z tytułu zasiadania w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, do którego została delegowana właśnie przez Glapińskiego.
Ustalenia Polsat News stoją w sprzeczności z wypowiedziami polityków PiS, poczynając od Andrzeja Dudy. – „Siatka płac w Narodowym Banku Polskim to nie jest decyzja pana prezesa Adama Glapińskiego, to są decyzje, które były podjęte w czasach, kiedy swoją kadencję jako…
View original post 1 331 słów więcej