Podrygi Morawieckiego i Kaczyńskiego

Mój ulubiony fragment z taśmy

Gdyby tak się stało, jak chciał Mateusz Morawiecki na taśmach z „Sowy & Przyjaciele”, iż w Polsce powinno dokonać się Oświecenie, to koscioły byłyby puste, a kler tylko bładym wspomnieniem, jak we Francji, w Holandii, etc.

W miarę postępów w budowie socjalizmu, walka klasowa zaostrza się – przekonywał Józef Stalin. Dziennikarze Onetu po przejrzeniu ponad czterdziestu tomów akt sprawy taśmowej, opublikowali zeznania kelnerów oraz trzygodzinną rozmowę Mateusza Morawieckiego nagraną w restauracji. Największe wrażenie robią zeznania jednego z kelnerów, w których mówi o taśmie, która ma zawierać kompromitującą dla premiera dyskusję. Odkładając na bok wysokie prawdopodobieństwo szantażowania szefa rządu przez dysponenta taśmy, warto zwrócić uwagę na inny bardzo ważny szczegół, który z uporem maniaka pomijają politycy Prawa i Sprawiedliwości.

Przekaz polityczny i tłumaczenia, jakim częstują opinię publiczną politycy partii rządzącej, jest nie tylko kłamliwy, co absurdalny. Do tej pory można było usłyszeć o spisku mafii VAT-owskich czy ataku niemieckich mediów. Najbardziej kuriozalny zarzut padł ze strony rzeczniczki PiS Beaty Mazurek – “Dziwnym trafem taśmy pojawiają się, jak Schetyna wrócił z Niemiec” – obwieściła. Sugestia jest jasna do odczytania. To przewodniczący Platformy Obywatelskiej przywiózł lub dostał polecenie od Angeli Merkel upublicznienia zeznań i taśmy z nagranym Morawieckim. Można przebić sufit niedorzeczności i groteski? Jak widać można i to z pełną powagą na twarzy. Aż dziw bierze, że do tej pory nie wręczono noty protestacyjnej ambasadorowi Niemiec w Polsce, bo to by było logiczną konsekwencją słów Beaty Mazurek.

Przy tej całej bezsensownej paplaninie obóz rządzący jak ognia unika przywołania oczywistego faktu z tekstu Onetu. Dziennikarze z portalu nie dostali żadnego przecieku i nie weszli sobie do sądu prosto z ulicy, by przejrzeć akta jednej z najbardziej gorących spraw ostatnich lat. Autorzy publikacji dostali ZGODĘ sądu na wgląd w opasłe tomy sprawy taśmowej. To PiS-owski sąd zgodził się udostępnić materiały i opisać różne wątki. A który minister trzyma rękę na wymiarze sprawiedliwości? No właśnie. To śledztwo było prawdopodobnie jednym z pierwszych, z jakim zapoznał się Zbigniew Ziobro. Sąd wydając zgodę dobrze wiedział, co tam jest. Przy obecnej strukturze władzy w sądach trudno podejrzewać, że Ministerstwu Sprawiedliwości coś umknęło.

W mojej opinii jest to pierwsze tak wyraziste i bezprecedensowe użycie resortu i podległych mu instytucji w walce wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości. Do tej pory była to zabawa w budowanie wpływów w spółkach skarbu państwa, odwoływanie ludzi związanych z wewnętrznymi konkurentami, radosne obrzucanie się konfetti z helikoptera, ukrywanie obrażeń jakie odniosła Beata Szydło w wypadku czy wypłacanie sobie gigantycznych nagród. Te i podobne przypadki to był taki mały wieczorek zapoznawczy w rytmie tańców hawajskich. Od dwóch dni mamy do czynienia z potężnym uderzeniem w wizerunek Mateusza Morawieckiego, który jest twarzą kampanii samorządowej. Na rzuceniu opinii publicznej taśmy, która obciąża premiera i nie wiadomo gdzie jest, korzysta tylko jedna osoba. To zagranie na osłabienie wyniku w wyborach samorządowych Zjednoczonej Prawicy. Jak Morawiecki osiągnie wynik gorszy niż sondaże, wtedy będzie można zacząć podważanie jego pozycji w oczach Jarosława Kaczyńskiego oraz wyborców.

Odbyła się debata kandydatów na prezydenta Warszawy.  W

Ostatnie podrygi Kaczyńskiego

Trzeba przyznać, że prezes nie miał wyjścia… musiał słuchać rapu uczestnicząc w konwencji Patryka Jakiego i widać, że czuł się nie najlepiej. Zresztą nie tylko on… Sieć obiega obecnie filmik z występu rapera HCR dla polityków PiS.

https://twitter.com/RolMarcin/status/1043518430886924288

Raper nagrał swoją piosenkę dla kandydata PiS na prezydenta Warszawy, Patryka Jakiego – która ma ocieplać wizerunek polityka – korzystając z cytatu „stałem pod blokiem”. To nim właśnie opozycja nieskutecznie atakowała Jakiego. Zwykli Polacy mieszkający na blokowiskach w staniu pod blokiem nie dostrzegli bowiem nic obciachowego.

Na nagraniu widać jak podczas krótkiego koncertu partyjni działacze usiłują wyglądać na świetnie bawiących się. Falują pod sceną, klaszczą w dłonie, ale to wszystko nie to. Do prawdziwego ubawu było daleko. Najgorzej wypadł sam wódz…

Kandydat Platformy Obywatelskiej do stanowiska prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski z PO, legitymuje się doktoratem z UW, studiami ze stosunków międzynarodowych i filologii angielskiej. Ma za sobą stypendia Instytutu UE ds. Badań nad Bezpieczeństwem i Uniwersytetu w Oksfordzie oraz kursy w USA i Australii, a to ma prawo budzić pewien niepokój u jego najpoważniejszego rywala w październikowych wyborach samorządowych.

Patryk Jaki postanowił więc też pochwalić się prestiżowymi studiami i zaczął wpisywać do swoich biogramów informację, że ukończył IESE Business School w Barcelonie.

Zdekonspirowała go jednak Agnieszka Pomaska z PO dowodząc, że kandydat na prezydenta Warszawy mija się z prawdą. W rzeczywistości ukończył kilkumiesięczny kurs, którego większość zajęć odbyła się w Warszawie.

Dość obszernie pisze o tym „Rzeczpospolita”, podając, że Jaki zaliczył program ARGO Top Public Executive, który wspólnie z IESE zorganizowała Krajowa Szkoła Administracji Publicznej. Trwał on od września 2017 r. do maja 2018 r. i większość zajęć faktycznie miała miejsce w naszej stolicy.

Na dodatek dziennik ocenia, że przejście tego kursu nie było niczym wymagającym, ponieważ nie kończył się on żadnym egzaminem – wystarczyło mieć jedynie 80 proc. obecności na zajęciach.

 

„Nie chcę umniejszać jakości tego programu, ale zastanawiam się, czy można go zrównywać ze studiami uniwersyteckimi” – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Agnieszka Pomaska.

Jaki jednak nie daje za wygraną, argumentując: „Posiadam dyplom IESE Business School w Barcelonie, która w latach 2015–2018 została uznana przez prestiżową gazetę „Financial Times” za najlepszą szkołę biznesu na świecie w kategorii Executive Education. Skończyłem program taki jak wszyscy, którzy otrzymują taki dyplom”.  Pomaska tymczasem zapowiedziała, że w sprawie wykształcenia Jakiego złoży interpelację do ministerstwa sprawiedliwości. Chce się dowiedzieć, czy kurs poprawił jakość pracy pana wiceministra.

Prawdą jest, że IESE Business School w Barcelonie to jedna z najlepszych uczelni biznesowych świata, a do jej najbardziej znanych absolwentów należał m.in. były prezes MKOl Juan Antonio Samaranch.

Problem w tym, że dla innych rodzimych uczestników programu ARGO Top Public Executive jego zaliczenie nie jest szczególnym osiągnięciem i nie eksponują go w swoich papierach. Nie jest bowiem tajemnicą, że w IESE szkolą się polscy urzędnicy, m.in. Jadwiga Emilewicz, Mikołaj Wild i Łukasz Piebiak. Wciąż pracują w rządzie, jednak o studiach na IESE nie wspominają w biogramach choćby słowem. Nawiasem mówiąc hiszpańską uczelnię prowadzi kontrowersyjna organizacja katolicka Opus Dei.

>>>

 

Dodaj komentarz